niedziela, 7 kwietnia 2013
Rozdział 78.
Przystałam na moment. Głos ponownie zawołał.
- Pomocy !
Przestraszyłam się, ale byłam ciekawa kto może wołać o pomoc. Szłam za głosem, przeciskając się przez krzaki. Wyszłam przy ruinach jakiegoś domu. Pod drzewem leżał poraniony chłopak. Podeszłam bliżej niego, a on obdarzył mnie swoim przenikliwym spojrzeniem. Jego oczy były czarne jak węgiel i błyszczały tajemniczo. Jego klata była porozcinana i strasznie krwawiła.
- Proszę, zabij mnie. - z jego ust wydobył się cichy jęk
Z wrażenia nie wiedziałam co powiedzieć. Podeszłam bliżej i dotknęłam chłopaka za rękę. Chłopak się poruszył, a zza jego pleców wyłoniły się wielkie, czarne skrzydła. Chłopak zasyczał boleśnie. Przestraszyłam się i upadłam na tyłek. Wiedziałam już kto to jest. Przypomniałam sobie jak Daniel mi o nim wspominał. Nazywał się chyba...
- Dean. - powiedziałam głośno i od razu zasłoniłam sobie usta ręką. Chłopak podniósł na mnie wzrok. Jego oczy były tak przenikliwe i tajemnicze.
- Zabij mnie. - powiedział ściszonym głosem
- Nie zrobię tego. - powiedziałam mimowolnie
- Dlaczego ? - zapytał zły
- Nie jestem od tego żeby zabierać życie i je dawać. - powiedziałam - Nie mogę tego zrobić, nawet jeśli.....
- Nawet jeśli co ? - przerwał mi Dean
- Nawet jeśli chciałeś zabić moją siostrę i jesteś zły. - powiedziałam
- Tym bardziej powinnaś to zrobić. - powiedział głośno
- Nie ! - wrzasnęłam na niego. Dean spojrzał na mnie niebezpiecznie i położył sie na ziemi. Jego skrzydło opadło w dół a on zasyczał.
- Boli cię ? - zapytałam. Dean wyszczerzył zęby i nic nie odpowiedział. Był zły co było widać. - Spróbuję ci pomóc.
- Nie. - powiedział Dean - Jestem zły, zabijałem, gwałciłem, karałem, nie możesz okazywać mi miłosierdzia. Zasługuję na śmierć i tylko to. Kalona nie żyje, więc ja też nie mogę żyć.
- Nie okazuję ci miłosierdzia. - powiedziałam
- A niby co ? - zapytał zły
- Cyco. - powiedziałam wkurzona - Może i jesteś zły, ale i tak ci pomogę.
- Wiesz, że z łatwością mógłbym cie zabić ? - zapytał Dean z uśmieszkiem
- Wiem. - odpowiedziałam - Ale tego nie zrobisz.
Dean przemilczał, a ja podniosłam się z ziemi i zaczęłam iść w kierunku drzwi wejściowych do ruin starego domu. Miałam nadzieję, że znajdę tam jakieś bandaże czy coś w tym stylu, żeby przewiązać skrzydło Deana i oczyścić jego rany. Nie wiedziałam dlaczego to robię, ale nie chciałam go zabijać. Wiedziałam, że jest zły i z łatwością mógłby mnie zabić i zrobiłby to, ale był zbyt słaby. Weszłam do domu i rozejrzałam się dookoła. Meble były doskonale zachowane mimo upływu lat. Zaczęłam przeglądać szafki w kuchni. Znalazłam kilka bandaży i jakieś szmatki do wytarcia krwi i oczyszczenia ran Deana. Wyrzuciłam z półek wszystkie niepotrzebne rzeczy i szukałam jakieś wody utlenionej czy spirytusu. Znalazłam przeterminowaną wódkę, która mogła się przydać. Znalazłam też rozwalone krzesło. Pomęczyłam się trochę i udało mi się wyrwać ramę od krzesła, do usztywnienia skrzydła. Byłam z siebie zadowolona, że jestem taka pomysłowa i pracowita, jak nigdy. Wzięłam bandaże, ramę i wódkę i wyszłam na zewnątrz domu. Wróciłam do Deana, który wyglądał gorzej niż jakieś 30 minut temu. Był strasznie blady i spocony. Przyłożyłam mu rękę do czoła. Tak jak myślałam, miał gorączkę. Wzięłam bandaż i ramę. Odkręciłam spirytus i wzięłam łyka na sprawdzenie. Był obrzydliwy i strasznie mocny, co dobrze wróżyło. Znowu wzięłam łyka, ale nie połknęłam, tylko naplułam na bandaż, który lekko przesiąkł alkoholem.
- Odwrócę cię, więc współpracuj. - powiedziałam. Na ziemi rozłożyłam szmatki, żeby rany Deana się nie zabrudziły. Wzięłam go za biodro i odwróciłam lekko na brzuch. Dean jękną z bólu. - Teraz naprawdę będzie bolało więc radze ci się nie ruszać. Zrobię to delikatnie, żeby nie bolało, ale musisz leżeć bardzo grzecznie. - powiedziałam i wzięłam ramę od krzesła. Wzięłam wielkie skrzydło Deana, przyłożyłam do ramy i zaczęłam owijać je bandażem, jak najciaśniej. Robiłam to jak najdelikatniej, ale Dean jęczał z bólu, chociaż próbował to ukryć. Unieruchomiłam skrzydło i przewróciłam Deana na bok, tak, że plecami opierał się o drzewo za nim.
- Już wolałbym gdybyś mnie zabiła. - wycedził przez zaciśnięte zęby
- Jo, jo. - powiedziałam lekceważąco. Nie powinnam tego robić, przecież wiedziałam, że jest niebezpieczny i może mi zrobić coś strasznego. Nie zastanawiając się nad tym co mógłby mi zrobić, wzięłam resztę bandaży i resztę czystych szmatek i polałam je wódką. Położyłam rękę na jego klacie i zaczęłam przemywać jego rany. Dean oddychał bardzo szybko i płytko, a jego serce waliło jak młot. Bandaże przesiąkły do końca wódką i strasznie śmierdziały, ale nie mogłam nic na to poradzić. Zabandażowałam rany na klacie resztą bandażu.
- Wstawaj. - powiedziałam do niego i wstałam z ziemi.
- Jak mam wstać ? - zapytał i wskazał na lewą nogę. Spojrzałam na niego, a potem na nogę. Schyliłam się i odgięłam nogawkę do kolana. Noga była cała pokrwawiona, a w kostkę wbijał się drut kolczasty.
- Cholera ! - powiedziałam zła. Dean uśmiechnął się nieznacznie, ale zaraz zmienił wyraz swojej twarzy. - Dawaj wódkę. - powiedziałam do Deana
- Będziesz pić ? - zapytał jak idiota
- Tak, napierdolę się i cie tu zostawię idioto. - burknęłam, a Dean rzucił mi butelkę. Wzięłam ostrożnie drut i powoli zaczęłam go wyciągać, zalewając lekko ranę wódką. Dean wydarł się głośno, kiedy pociągnęłam już końcówkę druta. - Już. - powiedziałam. Musiałam tylko to jakoś zawinąć, tylko, że bandaży już nie było, a szmatkami nie dało się tego zawinąć. Wpadłam na pomysł. Zdjęłam bluzę i urwałam rękaw. Wylałam na nią końcówkę wódki i zawinęłam kostkę Deana. - Dasz radę iść ze mną ? - zapytałam
- Już dużo zrobiłaś. - powiedział Dean - Idź sobie.
- Nie. - powiedziałam uparcie - Zaopiekuję się tobą.
- Nie musisz, dam sobie radę sam. - powiedział stanowczo
- Właśnie widzę. - burknęłam - Wstawaj, zabiorę cię w bezpieczne miejsce, gdzie będzie ci dobrze.
Pomogłam mu wstać. Dean oparł mi jedną rękę na barkach i kulejąc ruszyliśmy z lasu. Wyszliśmy na starą drogę. którą wracałam do samochodu. Przeszliśmy kawałek i znaleźliśmy się przy moim samochodzie. Wsadziłam Deana na tylne siedzenie i usiadłam za kółkiem.
- Jeżeli będziesz utrudniać jazdę to...
- To mnie zabijesz ? - zapytał Dean kręcąc się na tylnym siedzeniu
- Nie. - powiedziałam - Zabiorę cię do mojej siostry, a ona się tobą chętnie zajmie.
Dean zamilkł, a ja odpaliłam silnik i ruszyłam z piskiem opon.
Po kilkunastu minutach przyjechaliśmy na miejsce. Wysiadłam z samochodu i poszłam do Deana. Pokuśtykaliśmy do wejścia domu.
Wprowadziłam go do domu. Położyłam go na kanapie, a sama poszłam do kuchni sprawdzić, czy coś zostało w lodówce. Lodówce była tylko jakaś pieczeń i sok, więc musiałam jutro zrobić zakupy dla Deana. Weszłam do salonu gdzie Dean siedział na kanapie i oglądał telewizor.
- Masz pieczeń w lodówce. - powiedziałam. - Jutro zrobię ci zakupy i wpadnę zmienić ci opatrunki.
Dean nic nie odpowiedział tylko przełączył kanał.
- Idę. - powiedziałam i złapałam za klamkę. Dean odwrócił się i miał coś powiedzieć, ale zamilkł i odwrócił się do telewizora. Wyszłam z domu, wsiadłam do samochodu i ruszyłam w drogę powrotną do domu.
*Sara*
Wróciłam do akademika i siedziałam na łóżku, zastanawiając się co mogę zrobić, żeby przeprosić Gabriela. Nie wiedziałam co zrobić. Wpadłam na pomysł z żywiołem, ale to był tylko początek. Dobra, idę na żywioł. - powiedziałam w myślach. - Co będzie to będzie. Nie mam planu i co z tego.
- Jak to powiedziała Dax: Cycki do przodu i jedziesz siostro. - powiedziałam głośno i wstałam z łóżka. - Ziemio, przybądź do mnie. - żywioł mnie otoczył - Idź do Gabriela i przyprowadź go do mnie, ale nie zdradzaj nic. - uśmiechnęłam się, a żywioł wyparował ze mnie. Zbiegłam na dół. Wzięłam z lodówki jakieś soki i coś pysznego, czyli ciasto czekoladowe, które kupiła Kentai i wyszłam za zewnątrz. Pobiegłam na boisko. Położyłam koc na początku boiska, w ustronnym miejscu, rozłożyłam jedzenie.
Usłyszałam śmiech Gabriela i schowałam się w cień.
- A co to ? - zadziwił się Gabriel z uśmiechem. Wyglądał cudownie.
Żywioł wrócił do mnie, a Gabriel zaczął się rozglądać dookoła. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z cienia. Spojrzałam na Gabriela, który swój uśmiech zamienił na niezadowolenie. Moje oczy zaszły łzami.
- Gabriel chciałam cię przeprosić. - powiedziałam i podeszłam bliżej niego
- Za co ? - zapytał zły
- Za to co powiedziałam.
- Chcesz mnie przepraszać za prawdę ? - zapytał
- Nie mówiłam na serio. - powiedziałam i podeszłam do niego - Chodzi o to, że nie chciałam z tobą zerwać. - zaczęłam się tłumaczyć - Chodziło o Sławka. - powiedziałam i przytuliłam się do niego. Gabriel jednak wziął moje ręce i odepchnął je lekko. Zwiesił głowę w bok i nie patrzył mi w oczy.
- Nie Sara. - powiedział - Ty mnie nie kochasz.
- Kocham cię. - powiedziałam i popłakałam się
- Nie wierzę ci już. - powiedział Gabriel i spojrzał mi w oczy - Zerwałaś ze mną i nie chciałaś mnie widzieć. Pojechałaś gdzieś. Kompletnie mnie już nie obchodzisz. - powiedział.
Te słowa zabolały najbardziej. Płacz się nasilił, a ja wpadłam w furię.
- Nie odtrącaj mnie ! - krzyknęłam kiedy odchodził
*Gabriel*
Nie chciałem jej widzieć. Do moich uszu dobiegł jej głos. Zacisnąłem szczękę.
- Przepraszam. - wyszeptałem, a po moim policzku spłynęła łza.
---------------------------------------
Rozdział dedykowany Dagmarze, mojej paróweczce :***.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oj ty moja bułeczko;***
OdpowiedzUsuńKocham i zapraszam do mnie<333