niedziela, 28 kwietnia 2013
Rozdział 87.
Dean wypuścił ciepły oddech w moją stronę i pogładził moje włosy. Spojrzałam w jego oczy. Brąz był tak przenikliwy, w okół niego robiła się cieniutka, złota obróbka. Dean lekko uniósł się ku górze i delikatnie musnął moje wargi. Jego usta były ciepłe, wilgotne i miękkie jak aksamit. Kiedy jego usta oderwały się od moich, poczułam pustkę. Spojrzałam w jego oczy. Były wesołe, można było dostrzec w nich radość, jak nigdy do tąd. Poczułam jak moje konciki ust podnoszą się w uśmiech. Dean dotknął lekko mojego policzka i też się uśmiechnął.
- Co z ciebie za romantyk. - powiedziałam cicho
- Ja...ja po prostu nie wiem co się ze mną dzieje. - wydukał
- Czyli to nic nie znaczyło ? - zapytałam zdezorientowana
- Tak. Nie. Nie wiem. - powiedział
- Gramy w jakąś grę słowną, czy coś ? - zapytałam
- Nie. - powiedział Dean - Pocałowałem cię, bo...bo mi się podobasz.
- Naprawdę ? - zapytałam
- Tak. - odpowiedział - Jest mi z tym ciężko, bo nie mogę cię kochać.
- Dlaczego ? - zapytałam
- Jestem bestią. - powiedział głośno, że aż odskoczyłam - Przepraszam - poprawił się za chwilę.
- Nie interesuje mnie, że jesteś bestią. - powiedziałam - Dla mnie jesteś normalnym chłopakiem.
- Normalnym ? - zapytał wkurzony Dean, aż uderzyła we mnie fala jego złości - Czy ty jesteś jakaś ślepa ?!
Moje oczy zaszły łzami.
- Tak jestem ślepa ! Na dodatek głupia ! - wrzasnęłam na niego. Dean wbił się w kanapę i patrzył na mnie z furią - Jesteś beznadziejny ! Nienawidzę cię ! Może lepiej by było gdybym cię zabiła ! - wrzasnęłam na końcu. Ze złości wylałam wodę i porozwalałam waciki po podłodze.
- Wiesz, co ! - krzyknęłam kiedy miałam już wychodzić - Nigdy więcej.... - nie mogłam dokończyć. Po prostu trzasnęłam drzwiami i wścieła wsiadłam do samochodu. Zapaliłam silnik i odjechałam sprzed domu.
*Sara*
Kalona bezpiecznie postawił mnie na ziemi, przed jakimś budynkiem.
- Co to ? - zapytałam
- To mój dom. - odpowiedział
- Dom ? - zdziwiłam się - Myślałam, że ty mieszkasz pod ziemią.
Kalona się zaśmiał.
- Nienawidzę ziemi słońce. - powiedział - Wolę wygody ziemskie.
- Aha. - powiedziałam. Kalona dostojnie otworzył mi drzwi, po czym wszedł za mną i zamknął je.
- Nieźle. - powiedziałam. Dom był ogromny, a nie dość, że ogromny, to jeszcze wypasiony. Lepiej niż w jakimś filmie z wysokim budżetem.
- Rozgość się córko. - powiedział.
- Ta. - palnęłam. Usiadłam w salonie i czekałam na Kalonę. Przyszedł po chwili, akurat kiedy kichnęłam.
- Przeziębisz się. - powiedział czule, jak kochający ojciec. Wyszedł ze salonu,a le wrócił po kilku sekundach. Podał mi jakieś ciuchy.
- Przebież się, a ja zrobię ci coś do picia i jedzenia. - powiedział. Weszłam po schodach go góry i weszłam do pierwszych drzwi. Pokój był ogromny. Zrzuciłam mokre spodenki i bokserkę i wrzuciłam na siebie długą koszulę i jakieś dresy, które dał mi Kalona. Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. W salonie stała już gorąca herbata i jakieś kanapki. Usiadłam na sofie, kiedy przyszedł Kalona i dał mi koc oraz chusteczki. Przykryłam się kocem, a chusteczki położyła obok mnie. Wzięłam herbatę i zaczęłam upijać kilka łyków z kubka. Nigdy nie znałam takiego Kalony. Wzbudzał we mnie jednak złe podejrzenia, które nie dawały mi spokoju.
- Powiesz mi coś słońce ? - zapytał Kalona po chwili
- A co chcesz wiedzieć ? - zapytałam
- Kim był ten chłopak, który chciał mnie zabić ? - zapytał Kalona
- To...to był mój narzeczony. - odpowiedziałam
- Ty masz narzeczonego ? - zdziwił się Kalona - Wyrosłaś, kiedy ostatnio cię widziałem.
- Dobra, przestań być miły, bo nie jest ci z tym do twarzy. - powiedziałam w końcu - Dlaczego się zjawiłeś ?
- Chciałem cię poznać. - powiedział
- Bzdura. - prychnęłam
- Nie wierzysz mi ? - zapytał
- Jesteś mało przekonujący. - powiedziałam
- Nie widziałem cię, od kiedy twoja matka nie chciała, żebyś mnie znała. - powiedział - Kochałem ją, a ona porzuciła mnie jak psa. - kontynuował
- To przecież niemożliwe. - powiedziałam
- A jednak. - powiedział Kalona - Kiedy skończyłaś roczek, twoja matka stała się jakaś dziwna. Chciała się wyprowadzić z Domu Nocy. Chciała zostawić Sylvię. Chciała cię odciąć od korzeni. Nie chciała, żebyś była taka jak ja i Sylvia.
- Chwila, chwila. - powiedziałam - Sylvia jest wampirem, ty jesteś upadłym aniołem. A ja jestem tylko wampirem, więc...
- Nie jesteś tylko wampirem. - powiedział Kalona
- Jestem dzieckiem wampirzycy i upadłego, więc moja dusza jest
- w pół wampirem, a w pół aniołem zagłady. - dokończył za mnie Kalona
- Aniołem zagłady ? - zapytałam - Jak ?
- Kiedyś byłem wojownikiem Nyks. - powiedział Kalona - Upadłem, jak przegrałem z jej strażnikiem. Wtedy przeszedłem przemianę i stałem się młodzieńcem. Poznałem twoją mamę. - powiedział
- Czyli jestem zła ? - zapytałam
- Jesteś wampirem, wybrałaś światłość, ale twoja zła część anioła zagłady jest w tobie. - powiedział
- Czy przypadkiem ten anioł, nie ma na imię Se-re ? - zapytałam
Kalona pokiwał głową.
- Wracając do twojej matki. - powiedział zaraz - Uciekła z tobą, zostawiając mnie i Sylvię. Tułałem się po świecie w poszukiwaniu ciebie, moja córko. - powiedział - Z dnia na dzień było gorzej ze mną, aż w końcu pojawił się Dean i pomógł mi cię odnaleźć.
- Dlaczego chciałeś mnie zabić ? - cisnęło mi się na język
- Nie miałem najmniejszej ochoty na to. - powiedział - To nie moja intencja.
- A czyja ? - zapytałam
- Wyższa siła skarbie. - powiedział - Nie jestem w stanie wytłumaczyć ci kto to, bo to za bardzo skomplikowane.
- Dobra. - powiedziałam - Ale dlaczego zabiłeś Sławka ?
Kalona przemilczał sprawę.
- Odstawisz mnie do Domu Nocy. - powiedziałam
- Jak zechcesz córko. - powiedział. Wytarłam jeszcze nos w chusteczkę i wyszłam na zewnątrz. Przestało już padać. Kalona wziął mnie na ręce i po chwili szybowaliśmy nad ziemią.
*15 minut później*
Ustałam swobodnie na ziemi.
- Jeśli będziesz mnie potrzebować córko, zawołaj, albo pomyśl o mnie. - powiedział Kalona.
Machnął trzy razy skrzydłami i już nie było go widać. Weszłam przez ukryte przejście we wschodnim murze i ruszyłam w stronę akademika. Weszłam cicho na górę i położyłam się do łóżka. A sny opanowały mój umysł
wtorek, 23 kwietnia 2013
Rozdział 86.
Przez moje ciało przeszła fala bólu i upadłam na kolana. Moje oczy zamknęły się gwałtownie, a w głowie mijały mi kolejno jakieś obrazy. Nie były zbyt dobrej jakości, ale poszczególne osoby mogłam rozpoznać. Była tam moja mama z czasów młodości, moja babcia, Dom Nocy i kilka innych osób. Kolejne obrazy odsłaniały makabryczną prawdę o moim pochodzeniu i innych występkach. Po jakiś kilku minutach Kalona puścił mój nadgarstek i płytko wciągnął powietrze przez zęby z wyrazistym sykiem.
- To przecież niemożliwe. - powiedziałam z płaczem. Łzy swobodnie mieszały się z kroplami deszczu. - Moja matka...ty.....a potem ja. - Chyba domyślacie się o czym mówię prawda ? Miałam mieszane uczucia.
- Sara, pokazałem ci to dlatego, że cię kocham. - powiedział Kalona cicho
- Nigdy tak nie mów ! - wrzasnęłam na niego - Nie rozumiem cię. Najpierw chcesz mnie zabić i zabijasz Sławka. Potem pokazujesz mi takie rzeczy i mówisz, że mnie kochasz ?! Jesteś popierdolonym homofobem ! - wywrzeszczałam ze łzami
- Masz prawo tak uważać, ale musisz zrozumieć, że jestem twoim ojcem. - powiedział
- Mój ojciec nie żyje ! Pamiętasz ? - zapytałam ze złością - A może ty też go zabiłeś ? Może ty i moja matka to jedno, wielkie kłamstwo, żeby mnie osłabić i w końcu zabić, co?! Masz taki plan ?!
- Nie ! - wrzasnął - Kochałem twoją matkę. To ona nie chciała mnie znać, jak dowiedziała się, że jestem upadłym aniołem.
- Nie dziwię się ! - krzyknęłam - Jesteś odrażający !
Miałam dość tej niekompetentnej rozmowy z moim "ojcem". Byłam zbyt zdesperowana, żeby gadać z takim ufoludem. Wstałam powoli z mokrej ziemi i przez przypadek kichnęłam. Deszcz cały czas padał, a ja byłam w spodenkach i w bokserce, co oznaczało w najbliższym czasie chorobę ze smarkaniem i kaszlem. Zadygotałam z zimna i zaczęłam odchodzić od Kalony. Wyszłam z polany i szłam z powrotem do szkoły. Poczułam nagle mocny uścisk na barkach i oderwanie od ziemi. Spojrzałam się nad siebie i zobaczyłam Kalone, który unosi mnie w powietrzu. Naprawdę latałam ! Bałam się nie na żarty, ale zapomniałam o Kalonie i delektowałam się lotem. Po krótkiej chwili byliśmy już pod Domem Nocy. Kalona wylądował przed sekretnym wejściem, ostrożnie stawiając mnie na ziemi. Zatrzepotał wielkimi skrzydłami w powietrzu i chciał odlecieć, kiedy zza muru wyskoczył Gabriel. Kalona spiorunował Gabriela wzrokiem,a ten wyjął strzałę i łuk i wycelował w Kalonę.
- Gabriel ! - wrzasnęłam
- Sara, gdzieś ty była do cholery !? - zapytał wściekły - Teraz do środka. Zabiję tego pojebańca i będzie po kłopocie. - powiedział.
- Nie ! - krzyknęłam, a w tym momencie Gabriel wypuścił strzałę z łuku, która popędziła wprost na Kalonę - Tato, uważaj ! - wrzasnęłam i ugryzłam się w język. Kalona złapał strzałę i złamał ją na pół. Rzucił ją za ziemię i odleciał. Wzięłam głęboki wdech i znowu kichnęłam. Gabriel wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.
- Do środka. - powiedział przywódczo
- Gabriel, ja ci...
- Do środka, powiedziałem. - powiedział głośniej i ostrzej.
- Nie będziesz mi rozkazywał ! - powiedziałam zła i kichnęłam
- Sara, proszę cię. Wejdź do tej jebanej szkoły ! - wywrzeszczał
- O nie ! - wydarłam się - Tato, wróć po mnie ! - krzyknęłam. O dziwo, Kalona zjawił się za mną z miną pełną radości.
- Sara, gdzie ty się wybierasz ? - zapytał wściekły Gabriel - Nie leć z....
- No z czym ? - zapytałam
- Z tym czymś. - dokończył Gabriel z niesmakiem i wściekłością.
- To coś, to mój ojciec i zamierzam właśnie z nim lecieć. Nie okazujesz mi szacunku Gabriel i nie chcę teraz z tobą rozmawiać. - słowa same cisnęły mi się na usta. Odwróciłam się do Kalony - Tato, zabierz mnie stąd. - powiedziałam. Chciałam zrobić na złość Gabrielowi i pokazać mu, że nie ma prawa się ze mną tak obchodzić, bo nie jestem jakąś pierwszą lepszą blondynką czy dziwką, żeby tak do mnie mówić. Kalona wyciągnął do mnie ramiona, a ja swobodnie wskoczyłam w nie.
- To gdzie lecimy córeczko ? - zapytał z uśmiechem Kalona
- Obojętnie. - powiedziałam - Byle z daleka od tej atmosfery. - spojrzałam na Gabriela, który posłał mi złe spojrzenie. Odwróciłam wzrok, a Kalona wzbił się w powietrze. Patrzyłam na postać Gabriela, jak odchodzi z opuszczonymi ramionami, jak się załamuje i sprawiło mi to przyjemność. Dopięłam swego.
*Dax w tym samym czasie*
Podjechałam pod dom i zgasiłam samochód. Szybko wybiegłam z niego i zebrałam się szybkim tempem do drzwi wejściowych. Szybkim ruchem otworzyłam drzwi. Na wprost mnie, przy schodach leżał Dean. Zrobiło mi się słabo i łzy napłynęły mi do oczu. Podbiegłam do niego, przewracając się na jakiejś mazi na podłodze, która okazała się krwią. Zaczęłam nerwowo klepać Deana po policzkach. Nie dawał znaku życia. Zaczęłam płakać i położyłam ręce na jego klacie. Moja głowa opadła na ręce, a łzy spływały na jego ciało.
- Dlaczego ? Dlaczego się spóźniłam ? - pytałam siebie na głos ze wściekłością - Jak mogłeś zginąć ?
Poczułam rękę na plecach. Odruchowo cofnęłam się od Deana i rozejrzałam. Napotkałam jego twarz i oczy...oczy, które patrzyły wprost na mnie.
- Ty żyjesz ! - powiedziałam z radością - Tak się cieszę ! - uściskałam go na podłodze.
- Myślałem, że umrę... - wyszeptał i dotknął mojego policzka - Nie chciałem...
- Słyszałam. - powiedziałam ze łzami
- Jak ? - zapytał, a jego ręka opadła. Widziałam, że cierpi.
- Wyjaśnię ci potem, a teraz trzeba ci pomóc. - powiedziałam i podniosłam go. Powoli doczłapaliśmy się do kanapy. Położyłam go na kanapie i zaczęłam nerwowo przeczesywać włosy pacami.
- Nic ci nie jest ? - zapytałam - Boli cię coś ? Co się tak w ogóle stało ?
- Coś lub ktoś atakował Kalonę. - powiedział Dean
- Ale co ty masz z ty wspólnego ? - zapytałam
- Jestem jego "wspólnikiem" odkąd moja matka nie żyje. Jesteśmy połączeni w jakiś sposób. - powiedział Dean
- Przecież nie jesteś jego dzieckiem, ani nic. - powiedziałam - Czy odczuwasz jego inne potrzeby czy doznania ?
- Nie. - pokręcił głową - Tylko ból.
- O boże. - powiedziałam i potarłam sobie czoło. Dean przeciągnął się i jęknął. - Boli cię coś ?
- Już tak nie. - powiedział Dean
- Przyniosę ci lód. - powiedziałam. Weszłam do kuchni, wzięłam trochę lodu i wsypałam w woreczek. Usidłam obok Deana i przyłożyłam mu lód na klatkę piersiową, gdzie pojawiały się siniaki. - Jeszcze waciki i woda. - powiedziałam do siebie i wbiegłam na górę. Przyniosłam waciki i wodę. Z powrotem usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam delikatnie wycierać twarz Deana. Kiedy kończyłam już zmywanie krwi z twarzy Deana zakręciło mi się w głowie i znalazłam się 5 milimetrów od twarzy Deana.
----------------------------
Zabijcie mnie, ale zapomniałam napisać wczoraj rozdziału -.-
Te głupie testy dziś mnie dobiły @.@
Tragedia, po prostu -.-
Dzięki za komy i za odwiedziny :)).
Zapraszam:
Nie wiem czy jutro napiszę posta, ale się postaram :)).
A jutro: Witaj biologio, chemio, geografio, fizyko i matematyko :). Żegnajcie dobre wyniki -.-
- To przecież niemożliwe. - powiedziałam z płaczem. Łzy swobodnie mieszały się z kroplami deszczu. - Moja matka...ty.....a potem ja. - Chyba domyślacie się o czym mówię prawda ? Miałam mieszane uczucia.
- Sara, pokazałem ci to dlatego, że cię kocham. - powiedział Kalona cicho
- Nigdy tak nie mów ! - wrzasnęłam na niego - Nie rozumiem cię. Najpierw chcesz mnie zabić i zabijasz Sławka. Potem pokazujesz mi takie rzeczy i mówisz, że mnie kochasz ?! Jesteś popierdolonym homofobem ! - wywrzeszczałam ze łzami
- Masz prawo tak uważać, ale musisz zrozumieć, że jestem twoim ojcem. - powiedział
- Mój ojciec nie żyje ! Pamiętasz ? - zapytałam ze złością - A może ty też go zabiłeś ? Może ty i moja matka to jedno, wielkie kłamstwo, żeby mnie osłabić i w końcu zabić, co?! Masz taki plan ?!
- Nie ! - wrzasnął - Kochałem twoją matkę. To ona nie chciała mnie znać, jak dowiedziała się, że jestem upadłym aniołem.
- Nie dziwię się ! - krzyknęłam - Jesteś odrażający !
Miałam dość tej niekompetentnej rozmowy z moim "ojcem". Byłam zbyt zdesperowana, żeby gadać z takim ufoludem. Wstałam powoli z mokrej ziemi i przez przypadek kichnęłam. Deszcz cały czas padał, a ja byłam w spodenkach i w bokserce, co oznaczało w najbliższym czasie chorobę ze smarkaniem i kaszlem. Zadygotałam z zimna i zaczęłam odchodzić od Kalony. Wyszłam z polany i szłam z powrotem do szkoły. Poczułam nagle mocny uścisk na barkach i oderwanie od ziemi. Spojrzałam się nad siebie i zobaczyłam Kalone, który unosi mnie w powietrzu. Naprawdę latałam ! Bałam się nie na żarty, ale zapomniałam o Kalonie i delektowałam się lotem. Po krótkiej chwili byliśmy już pod Domem Nocy. Kalona wylądował przed sekretnym wejściem, ostrożnie stawiając mnie na ziemi. Zatrzepotał wielkimi skrzydłami w powietrzu i chciał odlecieć, kiedy zza muru wyskoczył Gabriel. Kalona spiorunował Gabriela wzrokiem,a ten wyjął strzałę i łuk i wycelował w Kalonę.
- Gabriel ! - wrzasnęłam
- Sara, gdzieś ty była do cholery !? - zapytał wściekły - Teraz do środka. Zabiję tego pojebańca i będzie po kłopocie. - powiedział.
- Nie ! - krzyknęłam, a w tym momencie Gabriel wypuścił strzałę z łuku, która popędziła wprost na Kalonę - Tato, uważaj ! - wrzasnęłam i ugryzłam się w język. Kalona złapał strzałę i złamał ją na pół. Rzucił ją za ziemię i odleciał. Wzięłam głęboki wdech i znowu kichnęłam. Gabriel wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.
- Do środka. - powiedział przywódczo
- Gabriel, ja ci...
- Do środka, powiedziałem. - powiedział głośniej i ostrzej.
- Nie będziesz mi rozkazywał ! - powiedziałam zła i kichnęłam
- Sara, proszę cię. Wejdź do tej jebanej szkoły ! - wywrzeszczał
- O nie ! - wydarłam się - Tato, wróć po mnie ! - krzyknęłam. O dziwo, Kalona zjawił się za mną z miną pełną radości.
- Sara, gdzie ty się wybierasz ? - zapytał wściekły Gabriel - Nie leć z....
- No z czym ? - zapytałam
- Z tym czymś. - dokończył Gabriel z niesmakiem i wściekłością.
- To coś, to mój ojciec i zamierzam właśnie z nim lecieć. Nie okazujesz mi szacunku Gabriel i nie chcę teraz z tobą rozmawiać. - słowa same cisnęły mi się na usta. Odwróciłam się do Kalony - Tato, zabierz mnie stąd. - powiedziałam. Chciałam zrobić na złość Gabrielowi i pokazać mu, że nie ma prawa się ze mną tak obchodzić, bo nie jestem jakąś pierwszą lepszą blondynką czy dziwką, żeby tak do mnie mówić. Kalona wyciągnął do mnie ramiona, a ja swobodnie wskoczyłam w nie.
- To gdzie lecimy córeczko ? - zapytał z uśmiechem Kalona
- Obojętnie. - powiedziałam - Byle z daleka od tej atmosfery. - spojrzałam na Gabriela, który posłał mi złe spojrzenie. Odwróciłam wzrok, a Kalona wzbił się w powietrze. Patrzyłam na postać Gabriela, jak odchodzi z opuszczonymi ramionami, jak się załamuje i sprawiło mi to przyjemność. Dopięłam swego.
*Dax w tym samym czasie*
Podjechałam pod dom i zgasiłam samochód. Szybko wybiegłam z niego i zebrałam się szybkim tempem do drzwi wejściowych. Szybkim ruchem otworzyłam drzwi. Na wprost mnie, przy schodach leżał Dean. Zrobiło mi się słabo i łzy napłynęły mi do oczu. Podbiegłam do niego, przewracając się na jakiejś mazi na podłodze, która okazała się krwią. Zaczęłam nerwowo klepać Deana po policzkach. Nie dawał znaku życia. Zaczęłam płakać i położyłam ręce na jego klacie. Moja głowa opadła na ręce, a łzy spływały na jego ciało.
- Dlaczego ? Dlaczego się spóźniłam ? - pytałam siebie na głos ze wściekłością - Jak mogłeś zginąć ?
Poczułam rękę na plecach. Odruchowo cofnęłam się od Deana i rozejrzałam. Napotkałam jego twarz i oczy...oczy, które patrzyły wprost na mnie.
- Ty żyjesz ! - powiedziałam z radością - Tak się cieszę ! - uściskałam go na podłodze.
- Myślałem, że umrę... - wyszeptał i dotknął mojego policzka - Nie chciałem...
- Słyszałam. - powiedziałam ze łzami
- Jak ? - zapytał, a jego ręka opadła. Widziałam, że cierpi.
- Wyjaśnię ci potem, a teraz trzeba ci pomóc. - powiedziałam i podniosłam go. Powoli doczłapaliśmy się do kanapy. Położyłam go na kanapie i zaczęłam nerwowo przeczesywać włosy pacami.
- Nic ci nie jest ? - zapytałam - Boli cię coś ? Co się tak w ogóle stało ?
- Coś lub ktoś atakował Kalonę. - powiedział Dean
- Ale co ty masz z ty wspólnego ? - zapytałam
- Jestem jego "wspólnikiem" odkąd moja matka nie żyje. Jesteśmy połączeni w jakiś sposób. - powiedział Dean
- Przecież nie jesteś jego dzieckiem, ani nic. - powiedziałam - Czy odczuwasz jego inne potrzeby czy doznania ?
- Nie. - pokręcił głową - Tylko ból.
- O boże. - powiedziałam i potarłam sobie czoło. Dean przeciągnął się i jęknął. - Boli cię coś ?
- Już tak nie. - powiedział Dean
- Przyniosę ci lód. - powiedziałam. Weszłam do kuchni, wzięłam trochę lodu i wsypałam w woreczek. Usidłam obok Deana i przyłożyłam mu lód na klatkę piersiową, gdzie pojawiały się siniaki. - Jeszcze waciki i woda. - powiedziałam do siebie i wbiegłam na górę. Przyniosłam waciki i wodę. Z powrotem usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam delikatnie wycierać twarz Deana. Kiedy kończyłam już zmywanie krwi z twarzy Deana zakręciło mi się w głowie i znalazłam się 5 milimetrów od twarzy Deana.
----------------------------
Zabijcie mnie, ale zapomniałam napisać wczoraj rozdziału -.-
Te głupie testy dziś mnie dobiły @.@
Tragedia, po prostu -.-
Dzięki za komy i za odwiedziny :)).
Zapraszam:
- www.sukaporutorono.blogspot.com
- www.in-love-for-dreams.blogspot.com
- www.magia-jest-wszedzie.blogspot.com
- www.lenawchmurach.blogspot.com
- www.short-stories-for-today.blogspot.com
Nie wiem czy jutro napiszę posta, ale się postaram :)).
A jutro: Witaj biologio, chemio, geografio, fizyko i matematyko :). Żegnajcie dobre wyniki -.-
poniedziałek, 22 kwietnia 2013
Rozdział 85.
Moje nogi biegły coraz głębiej w las, prowadząc mnie w nieznane. W moich uszach szumiał tylko krzyk ze snu. Biegnąc rozglądałam się panicznie po ciemnych zakamarkach, które zapewne skrywały tajemnice. Wypatrywałam jakiś kształtów w cieniach. Ale nic, kompletna pustka i ciemność. Moje ciało było na skraju upadku, kiedy niespodziewanie stanęłam jak wryta. Dobiegłam na polanę. Polanę, która przypomniała mi pewien obraz. Deszcz... - pomyślałam. W mojej głowie zadźwięczał dzwonek ostrzegawczy. - Sara, coś jest nie tak. - podpowiadała mi dusza. Rozejrzałam się po polanie i dostrzegłam osobę. A raczej mężczyznę, który klęczał. Był bez koszuli, miał mokre włosy i ciało, jego głowa była schylona i nie patrzył na mnie. Moje serce zabiło mocniej, ale zaczęłam powoli do niego podchodzić. Nie zważałam na chłód, który ogarnął moje ciało, szłam bez żadnych przeszkód. Byłam już blisko kiedy ów mężczyzna spojrzał na mnie swoimi czarnymi oczami. Stanęłam jak wryta, a moje ciało zadrżało. Czułam się jakby ktoś ponownie rozdzielił moją duszę na milion kawałeczków. Moje wspomnienia wróciły. Wspomnienia....
- Wróciłaś po mnie. - powiedział mężczyzna
- Nie to.... - dukałam - Przecież ty....ale jak ? - wydukałam wreszcie
Mężczyzna wstał a zza jego pleców wyłoniły się czarne skrzydła. Już miałam pewność, że przystąpi do ataku, ale (ku mojemu zaskoczeniu) on zrobił coś innego. Podszedł do mnie, mocno mnie przytulił i zaczął płakać. Nie wiedziałam co mam zrobić. Moje uczucia mieszały się jak koktajl mołotowa ( taki wybuchowy ).
- Muszę ci coś powiedzieć Saro. - powiedział po krótkiej chwili i odsunął się ode mnie
- Nie ! - wrzasnęłam nagle - Zabiłeś Sławka ! Nigdy ci tego nie daruję ! Zabiłeś go potworze !
- Sara ! - krzyknął na mnie Kalona
- Żywioły, wzywam was. - powiedziałam i zamknęłam oczy. Szybkim ruchem podniosłam rękę do góry, a żywioły spłynęły na mnie z kroplami deszczu, przenikając przez każdą komórkę mojego ciała, która drżała od energii i nienawiści. - Jesteś trupem ! - wrzasnęłam na niego. - Powietrze rób swoje. - wyszeptałam. Powietrze zawirowało wokoło mnie i przeniknęło do moich rąk. Odchyliłam głowę do tyłu i pozwoliłam magii działać. Powietrze wypłynęło z moich rąk i rzuciło się wprost na Kalonę, który zawirował w górze i z hukiem upadł na ziemię. - Ogniu do roboty. - powiedziałam. Ciepła fala energii spłynęła do rąk, a potem jak wściekłe zwierze rzuciła się na Kalonę, który leżał na ziemi i zwijał się z bólu. - Wodo, bądź łaskawa. - powiedziałam. Bryza opuściła moje ciało i przypuściła atak na Kalonę. - Twoja kolej ziemio. - wyszeptałam. Tak jak wcześniejsze żywioły, ziemia usiłowała zniszczyć Kalonę, który wydawał się odporny, ale tylko na kilka chwil. - Taki z ciebie nieśmiertelny ?! - zadrwiłam i podeszłam do niego. Spojrzałam na jego pogruchotane ciało. Nie miałam litości. - Masz jeszcze jakieś ostatnie życzenie ? - zapytałam. Kalona wypluł krew z buzi i próbował coś powiedzieć.
*Dean w tym samym czasie*
Siedziałem sobie w pokoju. Nie wiadomo dlaczego, znowu pomyślałem o niej. Nie wiedziałem dlaczego, jaki był tego powód. To przyszło od tak, od niechcenia. Podszedłem do okna i spojrzałem przez szybę. Deszcz lał cały dzień. Zbliżała się godzina 22:00, a ja musiałem zacząć coś robić, bo bym oszalał. Wyszedłem więc z pokoju i skierowałem się na dół. Schodząc po schodach poczułem dziwne uczucie, które skręciło mnie z bólu. Jednak po chwili przestało mnie boleć, więc mogłem iść dalej. Postawiłem nogę na kolejny schodek, kiedy ból znowu uderzył w moje ciało.
- Czego chcesz ?! - krzyknąłem w pusta przestrzeń domu, upadając na kolana. Ból nie minął jednak jak za pierwszym razem, ale dało się go jeszcze wytrzymać. Podniosłem się więc z kolan i zszedłem na dół, trzymając się ramy. Na kolejną falę bólu nie trzeba było czekać za długo. Ten ból był o wiele silniejszy i głębszy. Upadłem przed schodami na podłogę. Poczułem jak coś miażdży mi płuca. Z moich ust poleciała krew.
*Dax, w tym samy czasie*
Robiłam już kolejną rundkę po mieście, zastanawiając się czy mam go dziś odwiedzić. Moja dusza była na wielkie i niepodważalne TAK, ale moje serce i mózg krzyczały NIE ! I weź tu człowieku zrozum swoje wnętrze. - pomyślałam ironicznie. Skręciłam na parking przed Cafe Bistro i wyszłam ze samochodu. Pogoda była beznadziejna. Non stop padało. Zamknęłam samochód i pobiegłam do kawiarni. Podeszłam do baru.
- W czym mogę pomóc ? - zapytał, miły, młody chłopak
- Poproszę latte z bitą śmietaną i podwójną dawką kofeiny. - powiedziałam - A wiesz co, daj mi dwa razy na wynos.
- Już się robi. - powiedział z uśmiechem chłopak i zabrał się do robienia kawy. Po kilku minutach podał mi ładnie zapakowaną kawę i małe zawiniątko.
- A co to ? - zapytałam ze zdziwieniem
- Na poprawę humoru. - powiedział chłopak
- Dzięki, ile płacę ?
- Powiedzmy, że na koszt firmy. - powiedział z uśmiechem chłopak
- Naprawdę ? - zadziwiłam się - Dzięki. - powiedziałam. Wyjęłam jednak z kieszeni 20$ i położyłam je na barze - Napiwek dla ciebie. I wiszę ci kawę.
- Dziękuję i polecam się na przyszłość. - powiedział chłopak
Zabrałam kawę i podarunek od chłopaka i wyszłam z kawiarni. Pobiegłam do samochodu i usiadłam wygodnie w fotelu. Położyłam kawę na siedzeniu obok i zapięłam pas. Odpaliłam silnik i ruszyłam w drogę.
Przejechałam przez kolejne światła, które na moje szczęście, znów były zielone i jechałam dalej. W mojej głowie zaczęło szumieć. Wiedziałam, że coś robi się nie tak. Włączyłam "awaryjki" i zjechałam na pobocze. Oczy zaczęły zachodzić mi mgłą i wiedziałam, że będę słyszała czyjeś myśli. Skupiłam się na bełkocie, który miałam w głowie:....a jeśli umrę ? W jedyny sposób, byłoby to wybawienie z tego świata. A ona ? - Co za ona ? - pomyślałam i rozproszyłam się na chwilę, ale zaraz wróciłam do słów słyszanych w głowie - ...przecież jest ważna. I dlaczego myślę teraz o niej ? Umieram... - Seans się urwał, a ja wróciłam do rzeczywistości. Wyłączyłam światła awaryjne i ruszyłam z piskiem opon. Musiałam go uratować.
*Sara*
- Och jaka szkoda. - zaśmiałam się i ponownie spojrzałam na jego twarz. Jego czarne oczy zalane były łzami, które mieszały się z krwią. - Życie za życie, gnoju ! - wrzasnęłam i już chciałam uderzyć, kiedy Kalona zerwał się na równe nogi i złapał mnie mocno za nadgarstek.
---------------------------
Następny rozdział za chwilkę :)).
Zapraszam na inne blogi:
oraz bloga nowo odkrytej bloggerki Viki :]
+ Pojawi się nowa ankieta o blogach, a ankieta o bohaterach zostaje usunięta, ze względu braku głosów. Do ankiety proszę zgłaszać swoje blogi o różnej tematyce, max 20 blogów. Oczywiście jest to w jakimś sensie reklama :)). Więc, myślę, że mój pomysł się spodoba. Jeśli chcecie być w ankiecie, napiszcie swój adres bloga na loooney.girl@gmail.com lub zostawcie link w komentarzu.
Pierwszy blog w ankiecie to oczywiście
http://lenawchmurach.blogspot.com
O potwierdzenie czekam na poczcie lub w komie.
No to tyle z ogłoszeń.
Bay :**.
- Wróciłaś po mnie. - powiedział mężczyzna
- Nie to.... - dukałam - Przecież ty....ale jak ? - wydukałam wreszcie
Mężczyzna wstał a zza jego pleców wyłoniły się czarne skrzydła. Już miałam pewność, że przystąpi do ataku, ale (ku mojemu zaskoczeniu) on zrobił coś innego. Podszedł do mnie, mocno mnie przytulił i zaczął płakać. Nie wiedziałam co mam zrobić. Moje uczucia mieszały się jak koktajl mołotowa ( taki wybuchowy ).
- Muszę ci coś powiedzieć Saro. - powiedział po krótkiej chwili i odsunął się ode mnie
- Nie ! - wrzasnęłam nagle - Zabiłeś Sławka ! Nigdy ci tego nie daruję ! Zabiłeś go potworze !
- Sara ! - krzyknął na mnie Kalona
- Żywioły, wzywam was. - powiedziałam i zamknęłam oczy. Szybkim ruchem podniosłam rękę do góry, a żywioły spłynęły na mnie z kroplami deszczu, przenikając przez każdą komórkę mojego ciała, która drżała od energii i nienawiści. - Jesteś trupem ! - wrzasnęłam na niego. - Powietrze rób swoje. - wyszeptałam. Powietrze zawirowało wokoło mnie i przeniknęło do moich rąk. Odchyliłam głowę do tyłu i pozwoliłam magii działać. Powietrze wypłynęło z moich rąk i rzuciło się wprost na Kalonę, który zawirował w górze i z hukiem upadł na ziemię. - Ogniu do roboty. - powiedziałam. Ciepła fala energii spłynęła do rąk, a potem jak wściekłe zwierze rzuciła się na Kalonę, który leżał na ziemi i zwijał się z bólu. - Wodo, bądź łaskawa. - powiedziałam. Bryza opuściła moje ciało i przypuściła atak na Kalonę. - Twoja kolej ziemio. - wyszeptałam. Tak jak wcześniejsze żywioły, ziemia usiłowała zniszczyć Kalonę, który wydawał się odporny, ale tylko na kilka chwil. - Taki z ciebie nieśmiertelny ?! - zadrwiłam i podeszłam do niego. Spojrzałam na jego pogruchotane ciało. Nie miałam litości. - Masz jeszcze jakieś ostatnie życzenie ? - zapytałam. Kalona wypluł krew z buzi i próbował coś powiedzieć.
*Dean w tym samym czasie*
Siedziałem sobie w pokoju. Nie wiadomo dlaczego, znowu pomyślałem o niej. Nie wiedziałem dlaczego, jaki był tego powód. To przyszło od tak, od niechcenia. Podszedłem do okna i spojrzałem przez szybę. Deszcz lał cały dzień. Zbliżała się godzina 22:00, a ja musiałem zacząć coś robić, bo bym oszalał. Wyszedłem więc z pokoju i skierowałem się na dół. Schodząc po schodach poczułem dziwne uczucie, które skręciło mnie z bólu. Jednak po chwili przestało mnie boleć, więc mogłem iść dalej. Postawiłem nogę na kolejny schodek, kiedy ból znowu uderzył w moje ciało.
- Czego chcesz ?! - krzyknąłem w pusta przestrzeń domu, upadając na kolana. Ból nie minął jednak jak za pierwszym razem, ale dało się go jeszcze wytrzymać. Podniosłem się więc z kolan i zszedłem na dół, trzymając się ramy. Na kolejną falę bólu nie trzeba było czekać za długo. Ten ból był o wiele silniejszy i głębszy. Upadłem przed schodami na podłogę. Poczułem jak coś miażdży mi płuca. Z moich ust poleciała krew.
*Dax, w tym samy czasie*
Robiłam już kolejną rundkę po mieście, zastanawiając się czy mam go dziś odwiedzić. Moja dusza była na wielkie i niepodważalne TAK, ale moje serce i mózg krzyczały NIE ! I weź tu człowieku zrozum swoje wnętrze. - pomyślałam ironicznie. Skręciłam na parking przed Cafe Bistro i wyszłam ze samochodu. Pogoda była beznadziejna. Non stop padało. Zamknęłam samochód i pobiegłam do kawiarni. Podeszłam do baru.
- W czym mogę pomóc ? - zapytał, miły, młody chłopak
- Poproszę latte z bitą śmietaną i podwójną dawką kofeiny. - powiedziałam - A wiesz co, daj mi dwa razy na wynos.
- Już się robi. - powiedział z uśmiechem chłopak i zabrał się do robienia kawy. Po kilku minutach podał mi ładnie zapakowaną kawę i małe zawiniątko.
- A co to ? - zapytałam ze zdziwieniem
- Na poprawę humoru. - powiedział chłopak
- Dzięki, ile płacę ?
- Powiedzmy, że na koszt firmy. - powiedział z uśmiechem chłopak
- Naprawdę ? - zadziwiłam się - Dzięki. - powiedziałam. Wyjęłam jednak z kieszeni 20$ i położyłam je na barze - Napiwek dla ciebie. I wiszę ci kawę.
- Dziękuję i polecam się na przyszłość. - powiedział chłopak
Zabrałam kawę i podarunek od chłopaka i wyszłam z kawiarni. Pobiegłam do samochodu i usiadłam wygodnie w fotelu. Położyłam kawę na siedzeniu obok i zapięłam pas. Odpaliłam silnik i ruszyłam w drogę.
Przejechałam przez kolejne światła, które na moje szczęście, znów były zielone i jechałam dalej. W mojej głowie zaczęło szumieć. Wiedziałam, że coś robi się nie tak. Włączyłam "awaryjki" i zjechałam na pobocze. Oczy zaczęły zachodzić mi mgłą i wiedziałam, że będę słyszała czyjeś myśli. Skupiłam się na bełkocie, który miałam w głowie:....a jeśli umrę ? W jedyny sposób, byłoby to wybawienie z tego świata. A ona ? - Co za ona ? - pomyślałam i rozproszyłam się na chwilę, ale zaraz wróciłam do słów słyszanych w głowie - ...przecież jest ważna. I dlaczego myślę teraz o niej ? Umieram... - Seans się urwał, a ja wróciłam do rzeczywistości. Wyłączyłam światła awaryjne i ruszyłam z piskiem opon. Musiałam go uratować.
*Sara*
- Och jaka szkoda. - zaśmiałam się i ponownie spojrzałam na jego twarz. Jego czarne oczy zalane były łzami, które mieszały się z krwią. - Życie za życie, gnoju ! - wrzasnęłam i już chciałam uderzyć, kiedy Kalona zerwał się na równe nogi i złapał mnie mocno za nadgarstek.
---------------------------
Następny rozdział za chwilkę :)).
Zapraszam na inne blogi:
oraz bloga nowo odkrytej bloggerki Viki :]
+ Pojawi się nowa ankieta o blogach, a ankieta o bohaterach zostaje usunięta, ze względu braku głosów. Do ankiety proszę zgłaszać swoje blogi o różnej tematyce, max 20 blogów. Oczywiście jest to w jakimś sensie reklama :)). Więc, myślę, że mój pomysł się spodoba. Jeśli chcecie być w ankiecie, napiszcie swój adres bloga na loooney.girl@gmail.com lub zostawcie link w komentarzu.
Pierwszy blog w ankiecie to oczywiście
http://lenawchmurach.blogspot.com
O potwierdzenie czekam na poczcie lub w komie.
No to tyle z ogłoszeń.
Bay :**.
piątek, 19 kwietnia 2013
Rozdział 84.
Dean nie oderwał oczu od nieba, a ja poprawiłam się. Nie mówił nic, ani na mnie nie patrzył, więc wpatrywałam się w niebo, tak jak on
- Wiesz... - zaczął nagle - nie wiem dlaczego to zrobiłem. - powiedział po długiej ciszy
- Dean, przede wszystkim dziękuję ci za to. - powiedziałam i dotknęłam jego ramienia. Dean nie odrywał wzroku od gwiazd. Speszyłam się trochę i oderwałam rękę od jego ciepłego ramienia.
- Jesteś piękna. - wypalił
- Co ? - spojrzałam na niego wielkimi oczami, bo nie wierzyłam w to co właśnie powiedział.
- Wiem, że to brzmi absurdalnie i jest bez sensu, ale ja cię naprawdę lubię. - powiedział Dean i spojrzał na mnie. Na jego twarzy malował się spokój, szczęście, wiara i szczerość, która była nowością.
- Od kiedy jesteś taki szczery ? - zapytałam z niedowierzaniem
- Sam nie wiem. - przyznał i znowu zaczął przyglądać się niebu.
- Wyjaśnij mi tylko jedno. - powiedziałam - Dlaczego mnie polubiłeś i to w tak krótkim czasie ? Przecież nienawidziłeś mnie za to, że ci pomogłam.
- Jesteś miła, pomagasz mi, jesteś cudowna. - powiedział
- Taaa, i mówi mi to cudowny nieśmiertelny, który mógłby mnie zabić, jednym ruchem. - powiedziałam
Dean uśmiechnął się i odwrócił wzrok w moją stronę. Jego oczy lśniły w basku księżyca, jego mięśnie były napięte, odsłaniając najmniejszy kształt jego wysportowanej sylwetki. Jego włosy targał leciutki wietrzyk, który był jak orzeźwienie. Zaczęłam myśleć o nim jak o normalnym chłopaku, który jest miły, spokojny, porywczy...wymieniałam po kolei kolejne zalety Deana.
- Jesteś piękny. - wymknęło mi się. Dean zachichotał i pogładził mnie po policzku.
*Sara*
Była godzina 22, kiedy zaczęłam zajęcia. Kolejne nudne godziny spędziłam na socjologii, szermierce, literaturze i chemii. Nie wiem do czego mi była potrzebna chemia, ale ubiłam nauczycielkę, co było jeszcze dziwniejsze.
Jak na zbawienie, czekałam na dzwonek oznajmujący koniec zajęć i przerwę na lunch.
- Pamiętajcie, żeby napisać referat. - przypomniała pani O'conell
Dzwonek zadzwonił, a wszyscy uczniowie wyszli z klasy.
- Pośpieszmy się. - pognała mnie Kentai - Bo chłopacy zjedzą na wszystkie dobre rzeczy.
- Tak martwisz się o jedzenie ? - zapytałam
- W tej budzie nie ma nic smacznego. - powiedziała ze skwaszoną miną
- Od kiedy tak uważasz ? - zdziwiłam się
- No np dziś jest spagetti, ale wczorajszy obiad był po prostu tandetny. - powiedziała Kentai
- Cześć skarbie. - Gabriel złapał mnie za rękę i pocałował w policzek.
- Sara, no ! - przypomniała Kentai.
- Chodź. - powiedziałam i złapałam Gabriela za rękę. We trójkę skierowaliśmy się do jadalni.
Weszliśmy powolnym krokiem do sali i podeszliśmy po talerze. Wzięliśmy swoje porcje i usiedliśmy do stolika, gdzie siedział już Damien, Karol, Nina, Daniel, Karishma, Colle i Eric.
- A wy to co tak późno ? - zapytał Damien
- A co ? - burknęłam na niego. Był chłopakiem mojej koleżanki, ale nie musiałam go lubić, zwłaszcza po tym co wyrabiał w mojej starej szkole.
- Sara ? - zapytał Colle
- No ? - zapytałam, biorąc makaron do buzi.
- Idziesz z nami do kina ? - zapytał
- Nie mam zbytnio ochoty. - powiedziałam
- No weź. - posmutniała Nina
- Muszę napisać referat na poniedziałek i mam jeszcze kilka ważnych spraw - skłamałam
- Tak, a jakich ? - zapytał z ciekawością Daniel
- Mój najukochańszy i najcudowniejszy Danielu - zaczęłam z uśmiechem - muszę jechać do miasta i spotkać się z ważną osobą, no i kilka innych spraw.
- Dobrze. - powiedział Daniel z uśmiechem
- Nie jestem głodna. - powiedziałam, wzięłam łyk wina, torbę i wyszła z jadalni. Nie wiem czemu, ale nie chciałam tam z nimi siedzieć. Gwar i tłok ostatnio działał mi na nerwy i robiłam się smutna w otoczeniu moich znajomych. Zastanawiałam się czym może być to wywołane, dlaczego się tak zachowuję i doszłam do wniosku, że to przez śmierć Sławka. Myślałam o nim. Przecież wiedziałam, że już nie wróci, ale w głębi duszy miałam jednak tę malutką iskierkę nadziei. Weszłam na dróżkę prowadzącą do akademika.
- Sara ! - krzyknął głos. Odwróciłam się. Był to Gabriel.
- Zapomniałam czegoś ? - zapytałam
- Nie o to chodzi. - powiedział
- A o co ? - przerwałam mu
- Chodzisz jakaś smutna i poddenerwowana. - powiedział. Westchnęłam - Chciałabyś spędzić ze mną kilka chwil ? - zapytał po chwili
- Muszę jechać jeszcze dziś do... - zatrzymałam się i przeanalizowałam jeszcze raz sytuację - będzie fajnie, tylko obiecaj mi coś.
- A co dokładnie ? - zapytał z podłym uśmieszkiem
- Żadnego seksu. - powiedziałam prosto i otwarcie - Nie czuję się po prostu na siłach i..
Przerwał moją paplaninę pocałunkiem w usta.
- Chcę z tobą spędzić kilka słodkich chwil kochanie. - powiedział patrząc mi w oczy
- To chodź. - powiedziałam z uśmiechem i wzięłam go za rękę. Weszliśmy na górę i usiedliśmy na moim łóżku.
Oparłam się o Gabriela, który delikatnie muskał moje włosy.
- Naprawdę to aż tak widać ? - zapytałam go
- Że jesteś zmęczona, poddenerwowana, smutna.... - zaczął wymieniać
- To jest źle. - przerwałam mu - Nie daję rady Gabriel.
- Kochanie, świetnie sobie dajesz radę. - powiedział i pocałował mnie w czoło
- Kłamstwo. - powiedziałam i przytuliłam się do niego mocniej
- Nie widziałem nigdy, żeby jakaś dziewczyna była tak silna jak ty. - powiedział - Jesteś jedyna w swoim rodzaju, a że przeżywasz niektóre rzeczy intensywniej, to tylko i wyłącznie twoja sprawa.
- I to miało mnie pocieszyć ? - zapytałam
- Przepraszam. - powiedział Gabriel
- Ale za co ? - zapytałam
- Za to co mówię, często plotę bez sensu i składu. - powiedział
- Ale to jest słodkie. - powiedziałam i pocałowałam go.
Minęło kilka godzin pełnych przytulanek i pocałunków.
- Muszę iść. Już świta i jestem trochę zmęczony. - powiedział Gabriel i lekko się przeciągnął.
- Zostań u mnie. - powiedziałam
- Wiesz, że nie mogę. - powiedział
- Nikt nie zwróci uwagi, a pobędziemy razem dłużej. - powiedziałam
- Dobrze kochanie. - powiedział i pocałował mnie mocno. Zdjął koszulę i buty.
- Mniam. - zachichotałam. Gabriel uśmiechnął się. Zdjęłam sweterek i zostałam w bokserce. Przebrałam się z dżinsów na spodenki i wskoczyłam do łóżka. Gabriel okrył mnie kołdrą.
- Miło, wygodnie i ciepło. - powiedziałam i ziewnęłam
- Tak. - poparł mnie Gabriel - Kolorowych snów. - powiedział i cmoknął mnie w czoło.
- Kolorowych. - odpowiedziałam. Wtuliłam się w niego mocniej i zamknęłam oczy. Po kilku sekundach byłam pogrążona w swoich snach.
*Kolejny dzień, godzina 21:00*
Złapałam się za głowę, w której słyszałam jeszcze echo krzyku ze snu. Po kilku minutach, jednak krzyk ustał i mogłam zobaczyć , która jest godzina. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, który wyświetlał godzinę 21:03. Przetarłam oczy i wstałam cicho z łóżka, gdzie drzemał Gabriel. Weszłam do łazienki, związałam włosy w kitkę i wróciłam do pokoju. Wchodząc do pokoju, uderzyła mnie fala gorąca, która paliła moją skórę.
- Co jest ? - zastanowiłam się. Okno było zasłonięte, chociaż nie przypominam sobie żebym zasłaniała okno. Podeszłam więc do okna i odsłoniłam grubą firanę. Za oknem padał deszcz. Kolejna uderzenie fali gorąca. Przy tej było gorzej, nie mogłam złapał oddechu, ale udało się po kilku sekundach kiedy fala zniknęła. Przeraziłam się nie na żarty. Za trzecim uderzeniem usłyszałam krzyk w głowie.
- Ratuj mnie !
Ruszyłam do drzwi od pokoju i z impetem otworzyłam je. Szybko zbiegłam na dół i wybiegłam z akademika. Moje nogi ruszyły w kierunku starego dębu. Nie dobiegłam jeszcze do muru, a już byłam cała przemoknięta. Nie obchodziło mnie to jednak za bardzo. Przeszłam przez ukryte przejście i biegłam w stronę starego lasku, gdzie poprowadził nas Gabriel i chciał mnie zabić Dean. W głowie miałam tylko krzyk. Krzyk, który obudził mnie ze snu.
- Wiesz... - zaczął nagle - nie wiem dlaczego to zrobiłem. - powiedział po długiej ciszy
- Dean, przede wszystkim dziękuję ci za to. - powiedziałam i dotknęłam jego ramienia. Dean nie odrywał wzroku od gwiazd. Speszyłam się trochę i oderwałam rękę od jego ciepłego ramienia.
- Jesteś piękna. - wypalił
- Co ? - spojrzałam na niego wielkimi oczami, bo nie wierzyłam w to co właśnie powiedział.
- Wiem, że to brzmi absurdalnie i jest bez sensu, ale ja cię naprawdę lubię. - powiedział Dean i spojrzał na mnie. Na jego twarzy malował się spokój, szczęście, wiara i szczerość, która była nowością.
- Od kiedy jesteś taki szczery ? - zapytałam z niedowierzaniem
- Sam nie wiem. - przyznał i znowu zaczął przyglądać się niebu.
- Wyjaśnij mi tylko jedno. - powiedziałam - Dlaczego mnie polubiłeś i to w tak krótkim czasie ? Przecież nienawidziłeś mnie za to, że ci pomogłam.
- Jesteś miła, pomagasz mi, jesteś cudowna. - powiedział
- Taaa, i mówi mi to cudowny nieśmiertelny, który mógłby mnie zabić, jednym ruchem. - powiedziałam
Dean uśmiechnął się i odwrócił wzrok w moją stronę. Jego oczy lśniły w basku księżyca, jego mięśnie były napięte, odsłaniając najmniejszy kształt jego wysportowanej sylwetki. Jego włosy targał leciutki wietrzyk, który był jak orzeźwienie. Zaczęłam myśleć o nim jak o normalnym chłopaku, który jest miły, spokojny, porywczy...wymieniałam po kolei kolejne zalety Deana.
- Jesteś piękny. - wymknęło mi się. Dean zachichotał i pogładził mnie po policzku.
*Sara*
Była godzina 22, kiedy zaczęłam zajęcia. Kolejne nudne godziny spędziłam na socjologii, szermierce, literaturze i chemii. Nie wiem do czego mi była potrzebna chemia, ale ubiłam nauczycielkę, co było jeszcze dziwniejsze.
Jak na zbawienie, czekałam na dzwonek oznajmujący koniec zajęć i przerwę na lunch.
- Pamiętajcie, żeby napisać referat. - przypomniała pani O'conell
Dzwonek zadzwonił, a wszyscy uczniowie wyszli z klasy.
- Pośpieszmy się. - pognała mnie Kentai - Bo chłopacy zjedzą na wszystkie dobre rzeczy.
- Tak martwisz się o jedzenie ? - zapytałam
- W tej budzie nie ma nic smacznego. - powiedziała ze skwaszoną miną
- Od kiedy tak uważasz ? - zdziwiłam się
- No np dziś jest spagetti, ale wczorajszy obiad był po prostu tandetny. - powiedziała Kentai
- Cześć skarbie. - Gabriel złapał mnie za rękę i pocałował w policzek.
- Sara, no ! - przypomniała Kentai.
- Chodź. - powiedziałam i złapałam Gabriela za rękę. We trójkę skierowaliśmy się do jadalni.
Weszliśmy powolnym krokiem do sali i podeszliśmy po talerze. Wzięliśmy swoje porcje i usiedliśmy do stolika, gdzie siedział już Damien, Karol, Nina, Daniel, Karishma, Colle i Eric.
- A wy to co tak późno ? - zapytał Damien
- A co ? - burknęłam na niego. Był chłopakiem mojej koleżanki, ale nie musiałam go lubić, zwłaszcza po tym co wyrabiał w mojej starej szkole.
- Sara ? - zapytał Colle
- No ? - zapytałam, biorąc makaron do buzi.
- Idziesz z nami do kina ? - zapytał
- Nie mam zbytnio ochoty. - powiedziałam
- No weź. - posmutniała Nina
- Muszę napisać referat na poniedziałek i mam jeszcze kilka ważnych spraw - skłamałam
- Tak, a jakich ? - zapytał z ciekawością Daniel
- Mój najukochańszy i najcudowniejszy Danielu - zaczęłam z uśmiechem - muszę jechać do miasta i spotkać się z ważną osobą, no i kilka innych spraw.
- Dobrze. - powiedział Daniel z uśmiechem
- Nie jestem głodna. - powiedziałam, wzięłam łyk wina, torbę i wyszła z jadalni. Nie wiem czemu, ale nie chciałam tam z nimi siedzieć. Gwar i tłok ostatnio działał mi na nerwy i robiłam się smutna w otoczeniu moich znajomych. Zastanawiałam się czym może być to wywołane, dlaczego się tak zachowuję i doszłam do wniosku, że to przez śmierć Sławka. Myślałam o nim. Przecież wiedziałam, że już nie wróci, ale w głębi duszy miałam jednak tę malutką iskierkę nadziei. Weszłam na dróżkę prowadzącą do akademika.
- Sara ! - krzyknął głos. Odwróciłam się. Był to Gabriel.
- Zapomniałam czegoś ? - zapytałam
- Nie o to chodzi. - powiedział
- A o co ? - przerwałam mu
- Chodzisz jakaś smutna i poddenerwowana. - powiedział. Westchnęłam - Chciałabyś spędzić ze mną kilka chwil ? - zapytał po chwili
- Muszę jechać jeszcze dziś do... - zatrzymałam się i przeanalizowałam jeszcze raz sytuację - będzie fajnie, tylko obiecaj mi coś.
- A co dokładnie ? - zapytał z podłym uśmieszkiem
- Żadnego seksu. - powiedziałam prosto i otwarcie - Nie czuję się po prostu na siłach i..
Przerwał moją paplaninę pocałunkiem w usta.
- Chcę z tobą spędzić kilka słodkich chwil kochanie. - powiedział patrząc mi w oczy
- To chodź. - powiedziałam z uśmiechem i wzięłam go za rękę. Weszliśmy na górę i usiedliśmy na moim łóżku.
Oparłam się o Gabriela, który delikatnie muskał moje włosy.
- Naprawdę to aż tak widać ? - zapytałam go
- Że jesteś zmęczona, poddenerwowana, smutna.... - zaczął wymieniać
- To jest źle. - przerwałam mu - Nie daję rady Gabriel.
- Kochanie, świetnie sobie dajesz radę. - powiedział i pocałował mnie w czoło
- Kłamstwo. - powiedziałam i przytuliłam się do niego mocniej
- Nie widziałem nigdy, żeby jakaś dziewczyna była tak silna jak ty. - powiedział - Jesteś jedyna w swoim rodzaju, a że przeżywasz niektóre rzeczy intensywniej, to tylko i wyłącznie twoja sprawa.
- I to miało mnie pocieszyć ? - zapytałam
- Przepraszam. - powiedział Gabriel
- Ale za co ? - zapytałam
- Za to co mówię, często plotę bez sensu i składu. - powiedział
- Ale to jest słodkie. - powiedziałam i pocałowałam go.
Minęło kilka godzin pełnych przytulanek i pocałunków.
- Muszę iść. Już świta i jestem trochę zmęczony. - powiedział Gabriel i lekko się przeciągnął.
- Zostań u mnie. - powiedziałam
- Wiesz, że nie mogę. - powiedział
- Nikt nie zwróci uwagi, a pobędziemy razem dłużej. - powiedziałam
- Dobrze kochanie. - powiedział i pocałował mnie mocno. Zdjął koszulę i buty.
- Mniam. - zachichotałam. Gabriel uśmiechnął się. Zdjęłam sweterek i zostałam w bokserce. Przebrałam się z dżinsów na spodenki i wskoczyłam do łóżka. Gabriel okrył mnie kołdrą.
- Miło, wygodnie i ciepło. - powiedziałam i ziewnęłam
- Tak. - poparł mnie Gabriel - Kolorowych snów. - powiedział i cmoknął mnie w czoło.
- Kolorowych. - odpowiedziałam. Wtuliłam się w niego mocniej i zamknęłam oczy. Po kilku sekundach byłam pogrążona w swoich snach.
*Kolejny dzień, godzina 21:00*
Złapałam się za głowę, w której słyszałam jeszcze echo krzyku ze snu. Po kilku minutach, jednak krzyk ustał i mogłam zobaczyć , która jest godzina. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, który wyświetlał godzinę 21:03. Przetarłam oczy i wstałam cicho z łóżka, gdzie drzemał Gabriel. Weszłam do łazienki, związałam włosy w kitkę i wróciłam do pokoju. Wchodząc do pokoju, uderzyła mnie fala gorąca, która paliła moją skórę.
- Co jest ? - zastanowiłam się. Okno było zasłonięte, chociaż nie przypominam sobie żebym zasłaniała okno. Podeszłam więc do okna i odsłoniłam grubą firanę. Za oknem padał deszcz. Kolejna uderzenie fali gorąca. Przy tej było gorzej, nie mogłam złapał oddechu, ale udało się po kilku sekundach kiedy fala zniknęła. Przeraziłam się nie na żarty. Za trzecim uderzeniem usłyszałam krzyk w głowie.
- Ratuj mnie !
Ruszyłam do drzwi od pokoju i z impetem otworzyłam je. Szybko zbiegłam na dół i wybiegłam z akademika. Moje nogi ruszyły w kierunku starego dębu. Nie dobiegłam jeszcze do muru, a już byłam cała przemoknięta. Nie obchodziło mnie to jednak za bardzo. Przeszłam przez ukryte przejście i biegłam w stronę starego lasku, gdzie poprowadził nas Gabriel i chciał mnie zabić Dean. W głowie miałam tylko krzyk. Krzyk, który obudził mnie ze snu.
niedziela, 14 kwietnia 2013
Rozdział 83.
- Na pewno ci się coś przyśniło. - powiedziałam i zamknęłam lodówkę - Lodówka jest pełna.
- Dlaczego się mną tak opiekujesz ? - zapytał Dean
- Jestem dobrym człowiekiem i to tyle. - powiedziałam i wyrzuciłam torbę do kosza.
- Jasne. - szepnął pod nosem Dean i podszedł do lodówki, ocierając się o mnie swoim skrzydłem.
Zadrżałam, a po moich plecach powędrowały ciarki. Przełknęłam ślinę i odeszłam od lodówki, gdzie grzebał Dean. Wzięłam bandaże, które leżały na blacie.
- Chodź to zmienię ci bandaże. - powiedziałam. Dean spojrzał na mnie i wyszedł z kuchni za mną. Usiadł na kanapie, a ja na małym stoliku do kawy naprzeciwko niego. Wzięłam delikatnie jego skrzydło i zdjęłam starą ramę od krzesła i brudne oraz śmierdzące bandaże. Obejrzałam skrzydło.
- Możesz nim ruszać ? - zapytałam. Dean zaczął się kręcić, ale nie ruszył skrzydłem.
- Nie. - burknął zły. Wzięłam bandaże i unieruchomiłam skrzydło. Wzięłam jego nogę i odwinęłam nogawkę. Moim oczom ukazał się zakrwawiony bandaż. Skrzywiłam się, ale odwinęłam bandaż i ujrzałam ranę. Była okropna, poszarpana i jeszcze trochę krwawiła.
- Cholera, nie przemęczaj się. - powiedziałam do Deana
- Nie będziesz mi mówić co mam robić, a z resztą aż tak nie boli mnie ta noga.
- Zamknij się. - powiedziałam do niego i zaczęłam zawijać jego ranę na nodze.
- Coś taka drażliwa ? - zapytał Dean
- Że niby ja jestem drażliwa ? - zapytałam retorycznie z wkurzoną miną - Nie powiem już kto tu jest... - nie zdążyłam dokończyć, bo zadzwonił mój telefon. Wyjęłam komórkę i odebrałam.
- Gdzie ty jesteś ? - zapytał głos
- Czy ty nie dasz i spokoju ? - zapytałam zła
- Przecież ja cię kocham Dax. - powiedział chłopak
- Kamil, weź się puknij w ten pusty łeb ! - krzyknęłam - Jesteś durny !
- Przestań tak mówić. - powiedział - Ten pocałunek z blondi nic nie znaczył.
- Nic nie znaczył, ty chyba się źle czujesz ? - zapytałam
- Ona się na nie rzuciła. - powiedział Kamil
- Przestań mnie wkurwiać ! - wrzasnęłam na niego - Masz... - Dean wyrwał mi telefon.
- Słuchaj koleś. - powiedział Dean - Odwal się od tej laski. Jeszcze raz do niej zadzwonisz i pogadamy inaczej. - powiedział i rozłączył się. Oddał mi telefon. Wstał z kanapy i wszedł na górę. Schowałam telefon do kieszeni i zaskoczona posprzątałam brudne bandaże. Wyrzuciłam je do śmieci. Wyszłam z kuchni i zaczęłam kierować się w stronę schodów na górę. Wchodząc po nich w mojej głowie kłębiło się mnóstwo pytań: Dlaczego on to zrobił ? Czemu ? Może on mnie kocha ? Ale to by było niedorzeczne.
- Zakochany upadły w zwykłej śmiertelniczce, która słyszy myśli innych. - powiedziałam i zatrzymałam się na górze. Wszystkie drzwi były pozamykane. Sprawdziłam kolejno każdy pokój, ale Deana w żadnym w nich nie było. Zdziwiłam się i zastanawiałam się gdzie może być. Zostawał tylko strych. Otworzyłam drzwi na strych i weszłam tam po stromych schodach. Ustałam na dachu, który był ustawiony pod skosem. Dean siedział na skraju dachu i wpatrywał się w gwieździste niebo. Podeszłam do niego i usiadłam obok niego.
piątek, 12 kwietnia 2013
Rozdział 82.
Silna ręka przyciągnęła mnie do rozpalonego ciała, które objęła mnie w pasie. Przywarłam do umięśnionej i napiętej klaty. Poczułam na szyi ciepły oddech, a potem ciepły i delikatny pocałunek.
Wtuliłam się w mocne ramiona chłopaka i przytuliłam się do niego. Chłopak odwzajemnił mój uścisk i pocałował mnie w czoło.
- Dlaczego ? - zapytał szeptem
- Co, dlaczego ? - zapytałam cicho i odchrząknęłam
- Dlaczego chciałaś się zabić Sara ? - zapytał
- Nie mogłam bez ciebie żyć. - powiedziałam - To był jedyny wybór.
- Nie rozumiem. - odpowiedział
- Czego nie rozumiesz Gabriel ? - zapytałam - Jak ja mogłam bez ciebie żyć, no jak ? Sławek był moim chłopakiem, kochałam go i straciłam. Ty też odszedłeś, przeżyłam prawie dwa razy twoją śmierć. Chciałam ci zrobić niespodziankę i spędzić z tobą trochę czasu, a ty...ty po prostu mnie zostawiłeś.
- Zrobiłem ci dużo złego. - powiedział Gabriel - Mam świadomość, że cię krzywdziłem i boli mnie to. Ale wróciłem i będę z tobą, aż do śmierci.
- Przyrzekasz ? - zapytałam dla pewności
- Przyrzekam na życie. - powiedział - Przyrzekam na miłość do ciebie.
- Kocham cię. - powiedziałam i pocałowałam go.
*Dax*
Jechałam już w stronę domu. Skręciłam w dróżkę i podgłosiłam radio. *śpiewa 1D :D Kiss you*
Skręciłam pod dom. Zgasiłam silnik i wysiadłam z auta. Wzięłam zakupy z tylnego siedzenia i ruszyłam w stronę drzwi. Cicho przekręciłam klucz w drzwiach i weszłam do środka. Od razu podążyłam do kuchni. Położyłam torbę z zakupami na blacie od mebli i poszłam zobaczyć co z Deanem. Rozejrzała się po salonie.
- Nie. - powiedziałam sama do siebie i weszłam po schodach na górę. Zajrzałam do pierwszego pokoju, gdzie też go nie było, potem do kolejnego. Zajrzałam do łazienki i tam też go nie było. Został mi ostatni pokój. Cicho uchyliłam drzwi i spojrzałam przez szparę. Nic nie widziałam, więc postanowiłam zajrzeć do pokoju. To co tam zastałam było okrutne. Wszystko było porozwalane na podłodze, ale co mnie najbardziej zaskoczyło i rozśmieszyło, ale i wzruszyło, to Dean.
Dean leżał zwinięty na kocach, które przypominały gniazdo, a co do tego dochodziło, leżał w...otwartej szafie. Zaczęłam cichutko chichotać. Dean przekręcił się leciutko i zajęczał z bólu. Od razu przestałam i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zeszła na dół i zaczęłam rozpakowywać i chować różne produkty do półek. W końcu otworzyłam lodówkę, która była pusta.
- Więc jednak zjadł. - powiedziałam
- Byłe głodny. - usłyszałam za plecami. Podskoczyłam i odwróciłam się. W futrynie stał Dean.
- Wstałeś. - powiedziałam
- Byłaś na górze ? - zapytał
- Nie. - skłamałam i uśmiechnęłam się
- Wiem, że byłaś, słyszałem cię. - powiedział
Wtuliłam się w mocne ramiona chłopaka i przytuliłam się do niego. Chłopak odwzajemnił mój uścisk i pocałował mnie w czoło.
- Dlaczego ? - zapytał szeptem
- Co, dlaczego ? - zapytałam cicho i odchrząknęłam
- Dlaczego chciałaś się zabić Sara ? - zapytał
- Nie mogłam bez ciebie żyć. - powiedziałam - To był jedyny wybór.
- Nie rozumiem. - odpowiedział
- Czego nie rozumiesz Gabriel ? - zapytałam - Jak ja mogłam bez ciebie żyć, no jak ? Sławek był moim chłopakiem, kochałam go i straciłam. Ty też odszedłeś, przeżyłam prawie dwa razy twoją śmierć. Chciałam ci zrobić niespodziankę i spędzić z tobą trochę czasu, a ty...ty po prostu mnie zostawiłeś.
- Zrobiłem ci dużo złego. - powiedział Gabriel - Mam świadomość, że cię krzywdziłem i boli mnie to. Ale wróciłem i będę z tobą, aż do śmierci.
- Przyrzekasz ? - zapytałam dla pewności
- Przyrzekam na życie. - powiedział - Przyrzekam na miłość do ciebie.
- Kocham cię. - powiedziałam i pocałowałam go.
*Dax*
Jechałam już w stronę domu. Skręciłam w dróżkę i podgłosiłam radio. *śpiewa 1D :D Kiss you*
Skręciłam pod dom. Zgasiłam silnik i wysiadłam z auta. Wzięłam zakupy z tylnego siedzenia i ruszyłam w stronę drzwi. Cicho przekręciłam klucz w drzwiach i weszłam do środka. Od razu podążyłam do kuchni. Położyłam torbę z zakupami na blacie od mebli i poszłam zobaczyć co z Deanem. Rozejrzała się po salonie.
- Nie. - powiedziałam sama do siebie i weszłam po schodach na górę. Zajrzałam do pierwszego pokoju, gdzie też go nie było, potem do kolejnego. Zajrzałam do łazienki i tam też go nie było. Został mi ostatni pokój. Cicho uchyliłam drzwi i spojrzałam przez szparę. Nic nie widziałam, więc postanowiłam zajrzeć do pokoju. To co tam zastałam było okrutne. Wszystko było porozwalane na podłodze, ale co mnie najbardziej zaskoczyło i rozśmieszyło, ale i wzruszyło, to Dean.
Dean leżał zwinięty na kocach, które przypominały gniazdo, a co do tego dochodziło, leżał w...otwartej szafie. Zaczęłam cichutko chichotać. Dean przekręcił się leciutko i zajęczał z bólu. Od razu przestałam i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zeszła na dół i zaczęłam rozpakowywać i chować różne produkty do półek. W końcu otworzyłam lodówkę, która była pusta.
- Więc jednak zjadł. - powiedziałam
- Byłe głodny. - usłyszałam za plecami. Podskoczyłam i odwróciłam się. W futrynie stał Dean.
- Wstałeś. - powiedziałam
- Byłaś na górze ? - zapytał
- Nie. - skłamałam i uśmiechnęłam się
- Wiem, że byłaś, słyszałem cię. - powiedział
środa, 10 kwietnia 2013
Rozdział 81.
*Dax*
Zgasiłam silnik i zaczęłam biec w stronę Sary. Widziałam zarys jej ciała, więc byłam już blisko. Lufę pistoletu trzymała blisko głowy i gadała coś w powietrze.
- Kocham cię Gabriel. - usłyszałam. Podbiegłam do niej i szybko wytrąciłam jej pistolet z ręki.
- Co ty do cholery robisz ? - zapytałam prawie płacząc. Sara odwróciła się. Była zapłakana. Rzuciła mi się w ramiona. - Dlaczego chciałaś to zrobić ? - zapytałam jej
- Sławek nie żyje, a Gabriel ma mnie w dupie, co miałam innego zrobić ? - zaszlochała
- Kochanie, nie możesz się poddawać. - powiedziałam i zaczęłam głaskać ją po głowie. - Nie możesz za każdym razem kiedy coś ci nie wyjdzie sięgać po pistolet.
- Jestem nikomu nie potrzebna. - powiedziała Sara
- Przestań. - powiedziałam jej - Mi jesteś potrzebna i to powinno się liczyć.
- Przepraszam. - powiedziała. Ledwo ją było słychać, bo strasznie płakała.
- Jedziemy do Domu. - powiedziałam. Podniosłam pistolet i zaprowadziłam rozhisteryzowaną Sarę. Posadziłam ją na przedni siedzeniu, pistolet wrzuciłam do torby z zakupami i wróciłam zamknąć samochód Sary. Wróciłam z powrotem do samochodu, zapięłam się i ruszyłam w drogę do Domu Nocy. Sara płakała przez całą drogę. Wysiadłam z auta i podeszłam do niej. Wyprowadziłam ją ze samochodu i zaczęłam prowadzić ją do akademika. Wchodziłam z nią po schodach, kiedy napotkałam Kentai.
- Co się stało ? - zapytała
- Nie ważne, ale jestem wkurwiona na was wszystkich. - powiedziałam - Weź ją do pokoju. A najlepiej do jakiejś sali czy coś, zostań z nią i zwołaj wszystkich waszych znajomych.
- Dobra. - powiedziała Kentai i przejęła ode mnie Sarę. Wyszłam z akademika i popędziłam z powrotem do samochodu. Otworzyłam tylne drzwi samochodu i zaczęłam przeszukiwać torbę z zakupami. Nie mogłam znaleźć pistoletu. Wysypałam więc wszystko i wzięłam pistolet, który leżał na samym dnie. Zamknęłam drzwi. Otworzyłam magazynek i wyjęłam naboje. Schowałam pistolet do kurtki i ruszyłam na dziedziniec.
Przechodziłam obok fontanny, kiedy trafiłam na Kentai.
- Gdzie ty do cholery idziesz ? - zapytałam zdenerwowana
- Po resztę. - powiedziała Kentai
- A z kim jest Sara ? - zapytałam
- Nie martw się, jest z Niną. - powiedziała Kentai
- Gdzie ? - zapytałam
- Prosto i na prawo, takie rzeźbione drzwi. - powiedziała Kentai - Tam będzie Sara i reszta, ale brakuje mi jeszcze Daniela i Gabriela, więc muszę po nich iść.
- Dobra. - burknęłam.
Poszłam dróżką, która zaprowadziła mnie przed rzeźbione drzwi. Otworzyłam je i weszłam do środka.
- Cześć Dax. - powiedziała Nina
- Co z nią ? - zapytałam
- Cała się trzęsie. - powiedziała Nina
- Posadź ją gdzieś wygodnie. - powiedziałam i podeszłam z nią do Sary.
- Kochanie, usiądź sobie wygodnie i niczym się nie przejmuj. - powiedziałam i przytuliłam ją.
Sara pokiwała głową i usiadła na fotelu, podkulając nogi pod siebie.
Do sali weszła Kentai z Danielem i Gabrielem. Sara wybuchnęła płaczem.
- Spokojnie. - powiedziałam i przytuliłam ją - Nie patrz, nie patrz skarbie.
- Co jest ? - zapytał w przerażony Daniel.
- Siadaj. - powiedziałam ostro. Daniel, Gabriel i Kentai usiedli.
- Wiecie dlaczego was tu zebrałam ? - zapytałam ich wkurzona.
Wszyscy pokiwali głowami.
- Nie wiecie, no to szkoda. - powiedziałam retorycznie.
- Powiesz w końcu co się stało Sarze ? - zapytał Karol
- Zamknij się ! - wrzasnęłam na niego - Jak wy jej pilnujecie ?! Chciała się zabić idioci ! - wrzasnęłam głośno i rzuciłam pistolet na stolik, który leżał przede mną. Pistolet uderzył o stolik, wydając głośny trzask. Wszyscy dygnęli. - Jasna cholera ! Nawet nie wiecie jacy wy jesteście głupi ! Kto do cholery w ogóle dał jej ten pierdolony pistolet !? Czy wyście poszaleli ?! Nie wiem co z was za przyjaciele ! - wrzeszczałam ja opętana. Sara płakała, a wszyscy patrzyli na pistolet.
- Dobra, dość ! - powiedziała Sara i wstała z fotela - Wiecie dlaczego chciałam się zabić ? - zapytała retorycznie - Jestem zbędnym kawałkiem jednej, wielkiej pieprzonej układanki, jaką jest życie. Miałam dość swojego życia. - powiedziała ze łzami i spojrzała w stronę Gabriela - Na prawdę cię kocham i nie mogę bez ciebie żyć, Gabriel. - powiedziała płacząc - A pistolet mam od Nataniela.
- Okłamałaś mnie. - powiedziała Kentai
- O nic cię nie prosiłam Kentai, nie chciałam, żeby kto ktokolwiek jeszcze raz musiał przeze mnie cierpieć. - powiedziała Sara
- Cierpiał bym przez ciebie nawet wieczność kochanie. - powiedział Daniel, podszedł do Sary mocno ją uściskał
- Daniel ma rację. - powiedziałam i mocno przytuliłam Sarę - Jesteś niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju i możemy przez ciebie cierpieć, bo cię kochamy skarbie.
- Kochamy cię misiu. - powiedziała Nina i Kentai jednocześnie i przytuliły się do nas. Reszta zaczęła podchodzić i przytulać się po kolei.
*Sara*
Zostałam przytulona chyba przez wszystkich. Nie chciałam już niszczyć sobie życia, bo wiedziałam, że wszyscy mnie kochają z wyjątkiem jednej osoby. Kątem oka zobaczyłam jak Gabriel wychodzi z sali i znowu moje przygnębienie wróciło. Moi znajomi wytulali mnie i odeszli.
- Jak będziesz miała jakiś problem, to zadzwoń do mnie siostrzyczko. - powiedziała Dax
- Dobrze. - odpowiedziałam z uśmiechem i pocałowałam ją w policzek. Pożegnałam się z nią i zostałam sama w sali. Wyszłam powoli na zewnątrz. Było już ciemno, latarnie wśród dróżki świeciły przyciemniony światłem. Przechodziłam obok wielkiego dębu, kiedy ktoś złapał mnie mocno za nadgarstek.
Zgasiłam silnik i zaczęłam biec w stronę Sary. Widziałam zarys jej ciała, więc byłam już blisko. Lufę pistoletu trzymała blisko głowy i gadała coś w powietrze.
- Kocham cię Gabriel. - usłyszałam. Podbiegłam do niej i szybko wytrąciłam jej pistolet z ręki.
- Co ty do cholery robisz ? - zapytałam prawie płacząc. Sara odwróciła się. Była zapłakana. Rzuciła mi się w ramiona. - Dlaczego chciałaś to zrobić ? - zapytałam jej
- Sławek nie żyje, a Gabriel ma mnie w dupie, co miałam innego zrobić ? - zaszlochała
- Kochanie, nie możesz się poddawać. - powiedziałam i zaczęłam głaskać ją po głowie. - Nie możesz za każdym razem kiedy coś ci nie wyjdzie sięgać po pistolet.
- Jestem nikomu nie potrzebna. - powiedziała Sara
- Przestań. - powiedziałam jej - Mi jesteś potrzebna i to powinno się liczyć.
- Przepraszam. - powiedziała. Ledwo ją było słychać, bo strasznie płakała.
- Jedziemy do Domu. - powiedziałam. Podniosłam pistolet i zaprowadziłam rozhisteryzowaną Sarę. Posadziłam ją na przedni siedzeniu, pistolet wrzuciłam do torby z zakupami i wróciłam zamknąć samochód Sary. Wróciłam z powrotem do samochodu, zapięłam się i ruszyłam w drogę do Domu Nocy. Sara płakała przez całą drogę. Wysiadłam z auta i podeszłam do niej. Wyprowadziłam ją ze samochodu i zaczęłam prowadzić ją do akademika. Wchodziłam z nią po schodach, kiedy napotkałam Kentai.
- Co się stało ? - zapytała
- Nie ważne, ale jestem wkurwiona na was wszystkich. - powiedziałam - Weź ją do pokoju. A najlepiej do jakiejś sali czy coś, zostań z nią i zwołaj wszystkich waszych znajomych.
- Dobra. - powiedziała Kentai i przejęła ode mnie Sarę. Wyszłam z akademika i popędziłam z powrotem do samochodu. Otworzyłam tylne drzwi samochodu i zaczęłam przeszukiwać torbę z zakupami. Nie mogłam znaleźć pistoletu. Wysypałam więc wszystko i wzięłam pistolet, który leżał na samym dnie. Zamknęłam drzwi. Otworzyłam magazynek i wyjęłam naboje. Schowałam pistolet do kurtki i ruszyłam na dziedziniec.
Przechodziłam obok fontanny, kiedy trafiłam na Kentai.
- Gdzie ty do cholery idziesz ? - zapytałam zdenerwowana
- Po resztę. - powiedziała Kentai
- A z kim jest Sara ? - zapytałam
- Nie martw się, jest z Niną. - powiedziała Kentai
- Gdzie ? - zapytałam
- Prosto i na prawo, takie rzeźbione drzwi. - powiedziała Kentai - Tam będzie Sara i reszta, ale brakuje mi jeszcze Daniela i Gabriela, więc muszę po nich iść.
- Dobra. - burknęłam.
Poszłam dróżką, która zaprowadziła mnie przed rzeźbione drzwi. Otworzyłam je i weszłam do środka.
- Cześć Dax. - powiedziała Nina
- Co z nią ? - zapytałam
- Cała się trzęsie. - powiedziała Nina
- Posadź ją gdzieś wygodnie. - powiedziałam i podeszłam z nią do Sary.
- Kochanie, usiądź sobie wygodnie i niczym się nie przejmuj. - powiedziałam i przytuliłam ją.
Sara pokiwała głową i usiadła na fotelu, podkulając nogi pod siebie.
Do sali weszła Kentai z Danielem i Gabrielem. Sara wybuchnęła płaczem.
- Spokojnie. - powiedziałam i przytuliłam ją - Nie patrz, nie patrz skarbie.
- Co jest ? - zapytał w przerażony Daniel.
- Siadaj. - powiedziałam ostro. Daniel, Gabriel i Kentai usiedli.
- Wiecie dlaczego was tu zebrałam ? - zapytałam ich wkurzona.
Wszyscy pokiwali głowami.
- Nie wiecie, no to szkoda. - powiedziałam retorycznie.
- Powiesz w końcu co się stało Sarze ? - zapytał Karol
- Zamknij się ! - wrzasnęłam na niego - Jak wy jej pilnujecie ?! Chciała się zabić idioci ! - wrzasnęłam głośno i rzuciłam pistolet na stolik, który leżał przede mną. Pistolet uderzył o stolik, wydając głośny trzask. Wszyscy dygnęli. - Jasna cholera ! Nawet nie wiecie jacy wy jesteście głupi ! Kto do cholery w ogóle dał jej ten pierdolony pistolet !? Czy wyście poszaleli ?! Nie wiem co z was za przyjaciele ! - wrzeszczałam ja opętana. Sara płakała, a wszyscy patrzyli na pistolet.
- Dobra, dość ! - powiedziała Sara i wstała z fotela - Wiecie dlaczego chciałam się zabić ? - zapytała retorycznie - Jestem zbędnym kawałkiem jednej, wielkiej pieprzonej układanki, jaką jest życie. Miałam dość swojego życia. - powiedziała ze łzami i spojrzała w stronę Gabriela - Na prawdę cię kocham i nie mogę bez ciebie żyć, Gabriel. - powiedziała płacząc - A pistolet mam od Nataniela.
- Okłamałaś mnie. - powiedziała Kentai
- O nic cię nie prosiłam Kentai, nie chciałam, żeby kto ktokolwiek jeszcze raz musiał przeze mnie cierpieć. - powiedziała Sara
- Cierpiał bym przez ciebie nawet wieczność kochanie. - powiedział Daniel, podszedł do Sary mocno ją uściskał
- Daniel ma rację. - powiedziałam i mocno przytuliłam Sarę - Jesteś niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju i możemy przez ciebie cierpieć, bo cię kochamy skarbie.
- Kochamy cię misiu. - powiedziała Nina i Kentai jednocześnie i przytuliły się do nas. Reszta zaczęła podchodzić i przytulać się po kolei.
*Sara*
Zostałam przytulona chyba przez wszystkich. Nie chciałam już niszczyć sobie życia, bo wiedziałam, że wszyscy mnie kochają z wyjątkiem jednej osoby. Kątem oka zobaczyłam jak Gabriel wychodzi z sali i znowu moje przygnębienie wróciło. Moi znajomi wytulali mnie i odeszli.
- Jak będziesz miała jakiś problem, to zadzwoń do mnie siostrzyczko. - powiedziała Dax
- Dobrze. - odpowiedziałam z uśmiechem i pocałowałam ją w policzek. Pożegnałam się z nią i zostałam sama w sali. Wyszłam powoli na zewnątrz. Było już ciemno, latarnie wśród dróżki świeciły przyciemniony światłem. Przechodziłam obok wielkiego dębu, kiedy ktoś złapał mnie mocno za nadgarstek.
Rozdział 80.
- Co do pistoletu, to niezły gan. - powiedziała Kentai
- Mag-08, kaliber 9 mm, dobry strzał. - powiedziałam oglądając pistolet. - Mocna Polska produkcja.
- Masz rację. - powiedział z uśmiechem Nataniel - Skąd to wiesz ?
- Czytałam trochę. - powiedziałam - Żartuję.
- To pisze na lufie. - powiedziała Kentai i zaśmiała się
- No. - powiedziałam
- Macie jeszcze trochę czasu ? - zapytał Nataniel
- Muszę jeszcze zrobić coś w Domu.... - zatrzymałam się
- Dobra. - powiedział Nataniel - To ja spadam. Nie będę wam zabierać czasu.
- Pa. - powiedziałam i przytuliłam go.
- Na razie. - powiedziała Kentai z uśmiechem
- Cześć. - powiedział Nataniel i odszedł od nas. Wróciłam z Kentai do samochodu i pojechałyśmy do Domu Nocy. Schowałam pistolet za kurtkę i wyszłam ze samochodu.
- Muszę iść do Damiena. - powiedziała Kentai
- Dobra. - powiedziałam i pożegnałam się z nią. Wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Wyjęłam pistolet zza kurtki, i rzuciłam ją na sofę przy oknie.
*Dax*
Wchodziłam z wózkiem do kolejnej alejki. Kupiłam dość sporo, jakieś owoce, soki, jakieś mięso, a teraz szukałam czegoś na szybko. Włożyłam do wózka kilka bochenków pieczywa i kawałek sera oraz musztardę i ketchup. Nie wiedziałam sama co mam kupować, ale powołałam się na tzw (tak zwanego) czuja. Podeszłam do kasy i zapłaciłam za zakupy. Wyszłam ze sklepu i wsiadłam do samochodu. Usiadłam wygodnie w fotelu i zapięłam pasy. Moje ciało przeszedł dreszcz, a serce zaczęło bić szybciej.
Przyrzekam, że się zabiję ! Nie będę dla nikogo ciężarem ! Skończę ze sobą raz na zawsze !
- O cholera ! - krzyknęłam i odpaliłam silnik. Z piskiem opon ruszyłam spod sklepu i wyjechałam na ulicę.
*Sara, w tym samym czasie*
Wzięłam pistolet i naładowałam go. Założyłam kurtkę, włożyłam go pod nią i wyszłam z pokoju. Powoli zeszłam po schodach i wyszłam z akademika. Ruszyłam w stronę parkingu. Wsiadłam do samochodu, wyjęłam pistolet i położyłam go na fotelu obok, zapięłam się i wyjechałam z Domu Nocy. Jechałam do jakiegoś odludnego miejsca. Mijałam ludzi, którzy chodzili w tą z powrotem, zakochane pary, które wzbudzały we mnie okrucieństwo i wielki smutek. Spojrzałam przez chwilę na pistolet i zacisnęłam palce na kierownicy. Odwróciłam wzrok i znowu patrzyłam na asfalt, który rozciągał się przede mną. Nie zauważyłam, że wyjechałam z miasta i jechałam w stronę starych lasów. Skręciłam w jakąś dróżkę i zatrzymałam samochód. Odpięłam pas i przetarłam twarz. Wzięłam głęboki wdech i złapałam pistolet. Wysiadłam z samochodu trzaskając drzwiami. Zaczęłam iść dróżką przed siebie. Moje ciało owiewał chłodny i miły wiaterek. Minęłam kilka drzew i weszłam na jakąś polanę, która nie była zbyt duża. Ustałam na środku polany. Ścisnęłam pistolet mocniej i przyłożyłam sobie lufę do boku głowy.
Myślicie, że bałam się umrzeć ? Wręcz przeciwnie. Śmierć nie była dla mnie jakąś nowością. Moje życie bez Sławka, nie miało sensu. Gabriel też nie chciał mnie znać, więc moim jedynym wyjściem była śmierć. Najpewniej nikt, a nawet nic, nie byłoby w stanie odwieść mnie od tej decyzji.
- Tak Saro, twój żywot na tym świecie zakończy się bardzo szybko. - powiedziałam na głos - Kocham cię Gabriel !
wtorek, 9 kwietnia 2013
Rozdział 79.
*Sara*
Zostawiłam wszystko na boisku i pobiegłam płacząc do pokoju.
Rzuciłam się na łóżko i przytuliłam się do poduszki, wylewając na nią swoje żale. Mój makijaż spłynął, pozostawiając na poduszce czarne plamy. Użalałam się nad sobą, kiedy zadzwonił telefon.
- Cześć Sara. - powiedział miły męski głos
- Nataniel ? - zdziwiłam się
- Tak - zachichotał chłopak - Coś się stało ?
- Nie. Tak. - powiedziałam - Dlaczego dzwonisz ?
- Chciałem zapytać się o Gabriela, bo nie odbiera ode mnie telefonu. - powiedział Nataniel
- Wszystko...wszystko okej. - skłamałam
- To dobrze. - powiedział Nataniel - A co u ciebie ?
- Okej. - odpowiedziałam i pociągnęłam nosem - Mam do ciebie pytanie.
- Tak ? - zapytał
- Słyszałam, że masz broń palną. - powiedziałam
- Mam, a po co ci ? - zapytał podejrzanie
- Chcę poćwiczyć strzelanie. - powiedziałam - Możemy się spotkać ?
- Jasne. - powiedział Nataniel - O której ?
- Za 2 godziny, czyli o 19:00. - powiedziałam
- Okej, będę w starym parku i przyniosę dla ciebie tą broń. - powiedział
- Okej. Dzięki. - powiedziałam i rozłączyłam się. Wytarłam nos i całą twarz oraz zmieniłam sobie okrycie na poduszkę. Wszystko we mnie pękało. Ubrałam dużą, czarną bluzę, dżinsy rurki i turkusowe vansy. Podeszłam do lustra, przeczesałam włosy i nałożyłam sporą warstwę kremu maskującego i pomalowałam sobie oczy. Wyszłam z łazienki, a w pokoju zastałam Kentai.
- Cześć. - powiedziała
- Hej. - odpowiedziałam i usiadłam na łóżku
- Co się stało ?
- Nic się nie stało. - skłamałam
- Nie udawaj. - powiedziała Kentai
- Naprawdę chcesz wiedzieć ? - zapytałam zła - Dobra. Gabriel mnie nie kocha, ma mnie w dupie. A najgorsze jest to, że ja go kocham, a on to kurwa chce wszystko zaprzepaścić ! - wykrzyczałam i zrobiłam głęboki wdech
- Wow. - powiedziała Kentai - Wkurwiło cię to, nie ?
- Jeszcze się pytasz ? - zapytałam retorycznie
- Sorry. - powiedziała Kentai
- To ja cię przepraszam, jestem znerwicowana. - powiedziałam i potarłam sobie czoło
- Po prostu jest tego wszystkiego za dużo. - powiedziała Kentai i palnęła się na łóżko
- No. - potwierdziłam
- Wybierasz się gdzieś ? - zapytała niespodziewanie Kentai
- Skąd wiesz ? - zapytałam, podpierając się na łokciach
- Bo masz zakryte znaki. - powiedziała Kentai z uśmiechem
- Tak, umówiłam się. - powiedziałam
- Z kim ? - zapytała się Kentai
- Ze znajomym. - powiedziałam z uśmiechem
- Mogę iść z tobą ? - zapytała
- Jeśli chcesz. - powiedziałam
- Naprawdę ? - dopytała
- No. - powiedziałam
- Fajnie. - powiedziała Kentai i poszła do łazienki. Po 5 minutach wyszła z zamalowanymi znakami i związanymi włosami. Podeszła do szafy, wyjęła czarne rurki, białe conversy i siwą bluzę i ubrała się.
- Idziemy czy jedziemy ? - zapytała Kentai
- Jedziemy, bo trochę czasu musimy jednak jechać. - powiedziałam.
- Okej. - powiedziała Kentai, podeszła do szafki, wzięła telefon i kurtkę i podeszła do drzwi. Wzięłam telefon, schowałam go do kieszeni, wzięłam kluczyki i kurtkę i razem z Kentai zeszłam na dół. Wychodząc z akademika, walnęłam w jakiegoś chłopaka, którym okazał się Daniel.
- Hej skarbie. - powiedział.
- Co...? Ah....cześć. - powiedziałam po chwili
- Będzie dobrze. - powiedział i dał mi buziaka w policzek. Uśmiechnęłam się do niego i mocno go przytuliłam.
- Zawsze potrafisz mnie pocieszyć, dziękuję ci miśku. - powiedziałam z uśmiechem, pożegnałam się z nim i poszłam z Kentai na parking.
Wsiadłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy w stronę parku.
Po 30 minutach byłyśmy na miejscu.
Kentai wysiadła z samochodu i poczekała na mnie. Zamknęła auto. Schowałam kluczyki i podeszłam do Nataniela, który czekał przy ławeczce w parku.
- Cześć. - powiedziałam i przytuliłam go
- Hej Sara. - powiedział
- Cześć. - powiedziała Kentai z uśmiechem
- Hej. - odpowiedział Nataniel z uśmiechem
- Kentai, Nataniel, brat Gabriela. - powiedziałam - Nataniel, Kentai, moja współlokatorka i przyjaciółka.
Uśmiechnęli się do siebie.
- Masz dla mnie prezent ? - zapytałam
- Tak. - powiedział Nataniel i podał mi zawiniątko. Powoli odwinęłam papier i wyjęłam spluwę na wierzch.
- Sara, co ty chcesz zrobić ? - zapytała Kentai przerażona
- Nie martw się, chcę tylko poćwiczyć celność, gdyby Kalona wrócił. - powiedziałam
- Już myślałam, że chcesz zrobić coś głupiego. - powiedziała Kentai
- Spokojnie. - zapewniłam ją.
--------------------------------
Mój internet mnie przeraża ^.-
Jutro ciąg dalszy :>
Zostawiłam wszystko na boisku i pobiegłam płacząc do pokoju.
Rzuciłam się na łóżko i przytuliłam się do poduszki, wylewając na nią swoje żale. Mój makijaż spłynął, pozostawiając na poduszce czarne plamy. Użalałam się nad sobą, kiedy zadzwonił telefon.
- Cześć Sara. - powiedział miły męski głos
- Nataniel ? - zdziwiłam się
- Tak - zachichotał chłopak - Coś się stało ?
- Nie. Tak. - powiedziałam - Dlaczego dzwonisz ?
- Chciałem zapytać się o Gabriela, bo nie odbiera ode mnie telefonu. - powiedział Nataniel
- Wszystko...wszystko okej. - skłamałam
- To dobrze. - powiedział Nataniel - A co u ciebie ?
- Okej. - odpowiedziałam i pociągnęłam nosem - Mam do ciebie pytanie.
- Tak ? - zapytał
- Słyszałam, że masz broń palną. - powiedziałam
- Mam, a po co ci ? - zapytał podejrzanie
- Chcę poćwiczyć strzelanie. - powiedziałam - Możemy się spotkać ?
- Jasne. - powiedział Nataniel - O której ?
- Za 2 godziny, czyli o 19:00. - powiedziałam
- Okej, będę w starym parku i przyniosę dla ciebie tą broń. - powiedział
- Okej. Dzięki. - powiedziałam i rozłączyłam się. Wytarłam nos i całą twarz oraz zmieniłam sobie okrycie na poduszkę. Wszystko we mnie pękało. Ubrałam dużą, czarną bluzę, dżinsy rurki i turkusowe vansy. Podeszłam do lustra, przeczesałam włosy i nałożyłam sporą warstwę kremu maskującego i pomalowałam sobie oczy. Wyszłam z łazienki, a w pokoju zastałam Kentai.
- Cześć. - powiedziała
- Hej. - odpowiedziałam i usiadłam na łóżku
- Co się stało ?
- Nic się nie stało. - skłamałam
- Nie udawaj. - powiedziała Kentai
- Naprawdę chcesz wiedzieć ? - zapytałam zła - Dobra. Gabriel mnie nie kocha, ma mnie w dupie. A najgorsze jest to, że ja go kocham, a on to kurwa chce wszystko zaprzepaścić ! - wykrzyczałam i zrobiłam głęboki wdech
- Wow. - powiedziała Kentai - Wkurwiło cię to, nie ?
- Jeszcze się pytasz ? - zapytałam retorycznie
- Sorry. - powiedziała Kentai
- To ja cię przepraszam, jestem znerwicowana. - powiedziałam i potarłam sobie czoło
- Po prostu jest tego wszystkiego za dużo. - powiedziała Kentai i palnęła się na łóżko
- No. - potwierdziłam
- Wybierasz się gdzieś ? - zapytała niespodziewanie Kentai
- Skąd wiesz ? - zapytałam, podpierając się na łokciach
- Bo masz zakryte znaki. - powiedziała Kentai z uśmiechem
- Tak, umówiłam się. - powiedziałam
- Z kim ? - zapytała się Kentai
- Ze znajomym. - powiedziałam z uśmiechem
- Mogę iść z tobą ? - zapytała
- Jeśli chcesz. - powiedziałam
- Naprawdę ? - dopytała
- No. - powiedziałam
- Fajnie. - powiedziała Kentai i poszła do łazienki. Po 5 minutach wyszła z zamalowanymi znakami i związanymi włosami. Podeszła do szafy, wyjęła czarne rurki, białe conversy i siwą bluzę i ubrała się.
- Idziemy czy jedziemy ? - zapytała Kentai
- Jedziemy, bo trochę czasu musimy jednak jechać. - powiedziałam.
- Okej. - powiedziała Kentai, podeszła do szafki, wzięła telefon i kurtkę i podeszła do drzwi. Wzięłam telefon, schowałam go do kieszeni, wzięłam kluczyki i kurtkę i razem z Kentai zeszłam na dół. Wychodząc z akademika, walnęłam w jakiegoś chłopaka, którym okazał się Daniel.
- Hej skarbie. - powiedział.
- Co...? Ah....cześć. - powiedziałam po chwili
- Będzie dobrze. - powiedział i dał mi buziaka w policzek. Uśmiechnęłam się do niego i mocno go przytuliłam.
- Zawsze potrafisz mnie pocieszyć, dziękuję ci miśku. - powiedziałam z uśmiechem, pożegnałam się z nim i poszłam z Kentai na parking.
Wsiadłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy w stronę parku.
Po 30 minutach byłyśmy na miejscu.
Kentai wysiadła z samochodu i poczekała na mnie. Zamknęła auto. Schowałam kluczyki i podeszłam do Nataniela, który czekał przy ławeczce w parku.
- Cześć. - powiedziałam i przytuliłam go
- Hej Sara. - powiedział
- Cześć. - powiedziała Kentai z uśmiechem
- Hej. - odpowiedział Nataniel z uśmiechem
- Kentai, Nataniel, brat Gabriela. - powiedziałam - Nataniel, Kentai, moja współlokatorka i przyjaciółka.
Uśmiechnęli się do siebie.
- Masz dla mnie prezent ? - zapytałam
- Tak. - powiedział Nataniel i podał mi zawiniątko. Powoli odwinęłam papier i wyjęłam spluwę na wierzch.
- Sara, co ty chcesz zrobić ? - zapytała Kentai przerażona
- Nie martw się, chcę tylko poćwiczyć celność, gdyby Kalona wrócił. - powiedziałam
- Już myślałam, że chcesz zrobić coś głupiego. - powiedziała Kentai
- Spokojnie. - zapewniłam ją.
--------------------------------
Mój internet mnie przeraża ^.-
Jutro ciąg dalszy :>
niedziela, 7 kwietnia 2013
Rozdział 78.
Przystałam na moment. Głos ponownie zawołał.
- Pomocy !
Przestraszyłam się, ale byłam ciekawa kto może wołać o pomoc. Szłam za głosem, przeciskając się przez krzaki. Wyszłam przy ruinach jakiegoś domu. Pod drzewem leżał poraniony chłopak. Podeszłam bliżej niego, a on obdarzył mnie swoim przenikliwym spojrzeniem. Jego oczy były czarne jak węgiel i błyszczały tajemniczo. Jego klata była porozcinana i strasznie krwawiła.
- Proszę, zabij mnie. - z jego ust wydobył się cichy jęk
Z wrażenia nie wiedziałam co powiedzieć. Podeszłam bliżej i dotknęłam chłopaka za rękę. Chłopak się poruszył, a zza jego pleców wyłoniły się wielkie, czarne skrzydła. Chłopak zasyczał boleśnie. Przestraszyłam się i upadłam na tyłek. Wiedziałam już kto to jest. Przypomniałam sobie jak Daniel mi o nim wspominał. Nazywał się chyba...
- Dean. - powiedziałam głośno i od razu zasłoniłam sobie usta ręką. Chłopak podniósł na mnie wzrok. Jego oczy były tak przenikliwe i tajemnicze.
- Zabij mnie. - powiedział ściszonym głosem
- Nie zrobię tego. - powiedziałam mimowolnie
- Dlaczego ? - zapytał zły
- Nie jestem od tego żeby zabierać życie i je dawać. - powiedziałam - Nie mogę tego zrobić, nawet jeśli.....
- Nawet jeśli co ? - przerwał mi Dean
- Nawet jeśli chciałeś zabić moją siostrę i jesteś zły. - powiedziałam
- Tym bardziej powinnaś to zrobić. - powiedział głośno
- Nie ! - wrzasnęłam na niego. Dean spojrzał na mnie niebezpiecznie i położył sie na ziemi. Jego skrzydło opadło w dół a on zasyczał.
- Boli cię ? - zapytałam. Dean wyszczerzył zęby i nic nie odpowiedział. Był zły co było widać. - Spróbuję ci pomóc.
- Nie. - powiedział Dean - Jestem zły, zabijałem, gwałciłem, karałem, nie możesz okazywać mi miłosierdzia. Zasługuję na śmierć i tylko to. Kalona nie żyje, więc ja też nie mogę żyć.
- Nie okazuję ci miłosierdzia. - powiedziałam
- A niby co ? - zapytał zły
- Cyco. - powiedziałam wkurzona - Może i jesteś zły, ale i tak ci pomogę.
- Wiesz, że z łatwością mógłbym cie zabić ? - zapytał Dean z uśmieszkiem
- Wiem. - odpowiedziałam - Ale tego nie zrobisz.
Dean przemilczał, a ja podniosłam się z ziemi i zaczęłam iść w kierunku drzwi wejściowych do ruin starego domu. Miałam nadzieję, że znajdę tam jakieś bandaże czy coś w tym stylu, żeby przewiązać skrzydło Deana i oczyścić jego rany. Nie wiedziałam dlaczego to robię, ale nie chciałam go zabijać. Wiedziałam, że jest zły i z łatwością mógłby mnie zabić i zrobiłby to, ale był zbyt słaby. Weszłam do domu i rozejrzałam się dookoła. Meble były doskonale zachowane mimo upływu lat. Zaczęłam przeglądać szafki w kuchni. Znalazłam kilka bandaży i jakieś szmatki do wytarcia krwi i oczyszczenia ran Deana. Wyrzuciłam z półek wszystkie niepotrzebne rzeczy i szukałam jakieś wody utlenionej czy spirytusu. Znalazłam przeterminowaną wódkę, która mogła się przydać. Znalazłam też rozwalone krzesło. Pomęczyłam się trochę i udało mi się wyrwać ramę od krzesła, do usztywnienia skrzydła. Byłam z siebie zadowolona, że jestem taka pomysłowa i pracowita, jak nigdy. Wzięłam bandaże, ramę i wódkę i wyszłam na zewnątrz domu. Wróciłam do Deana, który wyglądał gorzej niż jakieś 30 minut temu. Był strasznie blady i spocony. Przyłożyłam mu rękę do czoła. Tak jak myślałam, miał gorączkę. Wzięłam bandaż i ramę. Odkręciłam spirytus i wzięłam łyka na sprawdzenie. Był obrzydliwy i strasznie mocny, co dobrze wróżyło. Znowu wzięłam łyka, ale nie połknęłam, tylko naplułam na bandaż, który lekko przesiąkł alkoholem.
- Odwrócę cię, więc współpracuj. - powiedziałam. Na ziemi rozłożyłam szmatki, żeby rany Deana się nie zabrudziły. Wzięłam go za biodro i odwróciłam lekko na brzuch. Dean jękną z bólu. - Teraz naprawdę będzie bolało więc radze ci się nie ruszać. Zrobię to delikatnie, żeby nie bolało, ale musisz leżeć bardzo grzecznie. - powiedziałam i wzięłam ramę od krzesła. Wzięłam wielkie skrzydło Deana, przyłożyłam do ramy i zaczęłam owijać je bandażem, jak najciaśniej. Robiłam to jak najdelikatniej, ale Dean jęczał z bólu, chociaż próbował to ukryć. Unieruchomiłam skrzydło i przewróciłam Deana na bok, tak, że plecami opierał się o drzewo za nim.
- Już wolałbym gdybyś mnie zabiła. - wycedził przez zaciśnięte zęby
- Jo, jo. - powiedziałam lekceważąco. Nie powinnam tego robić, przecież wiedziałam, że jest niebezpieczny i może mi zrobić coś strasznego. Nie zastanawiając się nad tym co mógłby mi zrobić, wzięłam resztę bandaży i resztę czystych szmatek i polałam je wódką. Położyłam rękę na jego klacie i zaczęłam przemywać jego rany. Dean oddychał bardzo szybko i płytko, a jego serce waliło jak młot. Bandaże przesiąkły do końca wódką i strasznie śmierdziały, ale nie mogłam nic na to poradzić. Zabandażowałam rany na klacie resztą bandażu.
- Wstawaj. - powiedziałam do niego i wstałam z ziemi.
- Jak mam wstać ? - zapytał i wskazał na lewą nogę. Spojrzałam na niego, a potem na nogę. Schyliłam się i odgięłam nogawkę do kolana. Noga była cała pokrwawiona, a w kostkę wbijał się drut kolczasty.
- Cholera ! - powiedziałam zła. Dean uśmiechnął się nieznacznie, ale zaraz zmienił wyraz swojej twarzy. - Dawaj wódkę. - powiedziałam do Deana
- Będziesz pić ? - zapytał jak idiota
- Tak, napierdolę się i cie tu zostawię idioto. - burknęłam, a Dean rzucił mi butelkę. Wzięłam ostrożnie drut i powoli zaczęłam go wyciągać, zalewając lekko ranę wódką. Dean wydarł się głośno, kiedy pociągnęłam już końcówkę druta. - Już. - powiedziałam. Musiałam tylko to jakoś zawinąć, tylko, że bandaży już nie było, a szmatkami nie dało się tego zawinąć. Wpadłam na pomysł. Zdjęłam bluzę i urwałam rękaw. Wylałam na nią końcówkę wódki i zawinęłam kostkę Deana. - Dasz radę iść ze mną ? - zapytałam
- Już dużo zrobiłaś. - powiedział Dean - Idź sobie.
- Nie. - powiedziałam uparcie - Zaopiekuję się tobą.
- Nie musisz, dam sobie radę sam. - powiedział stanowczo
- Właśnie widzę. - burknęłam - Wstawaj, zabiorę cię w bezpieczne miejsce, gdzie będzie ci dobrze.
Pomogłam mu wstać. Dean oparł mi jedną rękę na barkach i kulejąc ruszyliśmy z lasu. Wyszliśmy na starą drogę. którą wracałam do samochodu. Przeszliśmy kawałek i znaleźliśmy się przy moim samochodzie. Wsadziłam Deana na tylne siedzenie i usiadłam za kółkiem.
- Jeżeli będziesz utrudniać jazdę to...
- To mnie zabijesz ? - zapytał Dean kręcąc się na tylnym siedzeniu
- Nie. - powiedziałam - Zabiorę cię do mojej siostry, a ona się tobą chętnie zajmie.
Dean zamilkł, a ja odpaliłam silnik i ruszyłam z piskiem opon.
Po kilkunastu minutach przyjechaliśmy na miejsce. Wysiadłam z samochodu i poszłam do Deana. Pokuśtykaliśmy do wejścia domu.
Wprowadziłam go do domu. Położyłam go na kanapie, a sama poszłam do kuchni sprawdzić, czy coś zostało w lodówce. Lodówce była tylko jakaś pieczeń i sok, więc musiałam jutro zrobić zakupy dla Deana. Weszłam do salonu gdzie Dean siedział na kanapie i oglądał telewizor.
- Masz pieczeń w lodówce. - powiedziałam. - Jutro zrobię ci zakupy i wpadnę zmienić ci opatrunki.
Dean nic nie odpowiedział tylko przełączył kanał.
- Idę. - powiedziałam i złapałam za klamkę. Dean odwrócił się i miał coś powiedzieć, ale zamilkł i odwrócił się do telewizora. Wyszłam z domu, wsiadłam do samochodu i ruszyłam w drogę powrotną do domu.
*Sara*
Wróciłam do akademika i siedziałam na łóżku, zastanawiając się co mogę zrobić, żeby przeprosić Gabriela. Nie wiedziałam co zrobić. Wpadłam na pomysł z żywiołem, ale to był tylko początek. Dobra, idę na żywioł. - powiedziałam w myślach. - Co będzie to będzie. Nie mam planu i co z tego.
- Jak to powiedziała Dax: Cycki do przodu i jedziesz siostro. - powiedziałam głośno i wstałam z łóżka. - Ziemio, przybądź do mnie. - żywioł mnie otoczył - Idź do Gabriela i przyprowadź go do mnie, ale nie zdradzaj nic. - uśmiechnęłam się, a żywioł wyparował ze mnie. Zbiegłam na dół. Wzięłam z lodówki jakieś soki i coś pysznego, czyli ciasto czekoladowe, które kupiła Kentai i wyszłam za zewnątrz. Pobiegłam na boisko. Położyłam koc na początku boiska, w ustronnym miejscu, rozłożyłam jedzenie.
Usłyszałam śmiech Gabriela i schowałam się w cień.
- A co to ? - zadziwił się Gabriel z uśmiechem. Wyglądał cudownie.
Żywioł wrócił do mnie, a Gabriel zaczął się rozglądać dookoła. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z cienia. Spojrzałam na Gabriela, który swój uśmiech zamienił na niezadowolenie. Moje oczy zaszły łzami.
- Gabriel chciałam cię przeprosić. - powiedziałam i podeszłam bliżej niego
- Za co ? - zapytał zły
- Za to co powiedziałam.
- Chcesz mnie przepraszać za prawdę ? - zapytał
- Nie mówiłam na serio. - powiedziałam i podeszłam do niego - Chodzi o to, że nie chciałam z tobą zerwać. - zaczęłam się tłumaczyć - Chodziło o Sławka. - powiedziałam i przytuliłam się do niego. Gabriel jednak wziął moje ręce i odepchnął je lekko. Zwiesił głowę w bok i nie patrzył mi w oczy.
- Nie Sara. - powiedział - Ty mnie nie kochasz.
- Kocham cię. - powiedziałam i popłakałam się
- Nie wierzę ci już. - powiedział Gabriel i spojrzał mi w oczy - Zerwałaś ze mną i nie chciałaś mnie widzieć. Pojechałaś gdzieś. Kompletnie mnie już nie obchodzisz. - powiedział.
Te słowa zabolały najbardziej. Płacz się nasilił, a ja wpadłam w furię.
- Nie odtrącaj mnie ! - krzyknęłam kiedy odchodził
*Gabriel*
Nie chciałem jej widzieć. Do moich uszu dobiegł jej głos. Zacisnąłem szczękę.
- Przepraszam. - wyszeptałem, a po moim policzku spłynęła łza.
---------------------------------------
Rozdział dedykowany Dagmarze, mojej paróweczce :***.
piątek, 5 kwietnia 2013
Rozdział 77.
Moje podobizny zaczęły wychodzić zza drzew.
- Co...co jest ? - zaczęłam drżeć. Moja kopia, z wykształconymi mięśniami i siłą, weszła we mnie i wróciła mi siła. Miła kopia mnie ubrana w sukieneczkę z dzieciństwa i w kucykach wchłonęła się we mnie i wrócił mi humor.
- Sławek, co się dzieje ? - zapytałam go kiedy zauważyłam moją ostatnią podobiznę. Dziewczyna była ubrana jak ja, miała jednak moje znaki od Nyks i moje dary, które owijały jej ciało.
- Wracasz do domu. - powiedział
- Chciałam zostać z tobą. - powiedziałam i wstałam spod drzewa, lekceważąc moją kopię.
- Nie możesz. - powiedział - Musisz żyć.
- Sławek. - powiedziałam zła
- Nie ! - wrzasnął - Wracasz do żywych Sara ! Nie chcę cię tu ! - krzyknął głośniej
W moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie chcesz mnie, dobrze. - powiedziałam i odwróciłam się do mojej kopi, która uśmiechnęła się szeroko - Wracamy.
- Sara przepraszam. - powiedział Sławek i odszedł. Moja kopia wchłonęła się we mnie bez trudu, a ja zemdlałam.
*Gabriel*
- To na pewno pomoże ? - zapytałem dla pewności
- To zależy od niej. - powiedziała Sylvia
- Musi wrócić. - powiedziałem cicho i pogłaskałem Sarę po policzku. Była tak słaba, tak bezbronna, była...martwa. W pokoju zaczęło robić się coraz cieplej i cieplej.
- Nina, możesz przestać podkręcać tu temperaturę ? - zapytałem
- Tylko, że ja nic nie robię. - powiedziała Nina
Spojrzałem na Sarę. Jej ciało "promieniowało" ciepłą falą, która wnikała w innych i rozgrzewała pokój. Coś zaczęło się dziać. Sara przybrała rumiany kolor, a jej znaki zaczęły wracać. Ucieszyłem się jak dziecko, ale byłem też przerażony. W pokoju robiło się coraz goręcej. W końcu powietrze przeciął długi i głośny wdech, a pokój rozjaśniał. Zamknąłem oczy. Trwało to może kilka sekund. Kiedy wszystko zniknęło spojrzałem na Sarę, która siedziała już i wpatrywała się nieprzytomnie w pokój.
*Sara*
Otrzeźwiłam się i popatrzyłam na moich znajomych. Do mojej głowy dobiegł czyjś głos.
- Sara przepraszam....
Rozpłakałam się na te słowa.
- Boże, kochanie, ty żyjesz. - powiedział Gabriel i mocno mnie przytulił - Nie płacz już.
- Gabriel. - powiedziałam, ale Gabriel nie zareagował
- Ty żyjesz... - powtarzał
- Gabriel do cholery ! - krzyknęłam - Zostaw mnie ! Nie chcę już tobą być ! - wrzasnęłam głośno. Echo mojego głosu rozbrzmiało po pokoju.
- Sara, co ty bredzisz ? - zapytał Gabriel
- Zostawcie mnie w spokoju, nie chcę nikogo widzieć ! - krzyknęłam i wstałam z łóżka - A zwłaszcza ciebie Gabriel ! - wrzasnęłam przez łzy i wybiegłam z pokoju. Wsiadłam w samochód mojej babci, który stał na parkingu i ruszyłam ze szkoły. Jechałam przed siebie myśląc....o niczym nie myśląc. Chciałam wrócić do normalnego życia. Chciałam być człowiekiem, zmagać się z trudami własnego życia, mieć normalnego chłopaka, mieć przyjaciół i po prostu żyć. Moja głowa pękała od wrażeń. Miałam dość życia w tym świecie. Bez Sławka nie było sensu...Skręciłam w uliczkę i zamknęłam samochód. Założyłam kaptur czarnej bluzy na głowę i poszłam w stronę parku. Usiadłam na ławeczce i zaczęłam płakać. Płakałam przez dobre 30 minut, kiedy ktoś poklepał mnie po plecach. Podniosłam wzrok. Przede mną stała Dax.
- Cześć. - powiedziała z uśmiechem. Rzuciłam się jej na szyję z wielkim płaczem. - Już, csiiii, nie płacz.
- Sławek. - powiedziałam
- Co ze Sławkiem ? - zapytała Dax i usiadłyśmy na ławkę
- On...on nie żyje. - wydukałam
- O matko. - powiedziała Dax - A co z innymi ?
- Wszyscy okej. - powiedziałam ze łzami.
- Co z czerwonymi ? - zapytała Dax
- Skąd o nich wiesz ? - zapytałam
- Daniel mnie odwiedził. - powiedziała - Co z nimi ?
- Złych czerwonych nie ma od dawna, po prostu zniknęli, a dobrzy czerwoni są z.... - zacięłam się - chyba z Gabrielem.
- Dobra. - powiedziała Dax - Zrobiłaś coś czego teraz żałujesz ?
- Skąd wiesz ? - zapytałam
- Jestem twoją siostrą, ja wiem wszystko. - powiedziała Dax - To coś z Gabem, prawda ?
- Tak. - powiedziałam - Zerwałam z nim.
- Coś ty zrobiła. - powiedziała Dax
- Jestem totalną idiotką. - powiedziałam i otarłam łzy
- Jesteś. - powiedziała Dax i zachichotała
- Ale mi pocieszenie. - powiedziałam, ale po chwili zaczęłam cicho chichotać - Musze go przeprosić.
- Ja ci radzę zrobić coś extra dla niego. - powiedziała Dax
- Masz rację. - powiedziałam - Muszę się zbierać i jak najszybciej to zrobić.
- Tak. - powiedziała Dax - Cycki do przodu i jedziesz siostro.
- Jo. - powiedziałam z uśmiechem i wstałam z ławki. Dax odprowadziła mnie pod samochód.
- Skąd ty w ogóle wiedziałaś, że tu jestem ? - zapytałam
- Mam swoje źródła. - powiedziała Dax z uśmiechem i pocałowała mnie w czoło - Pa krejzolu.
- Pa. - odpowiedziałam i wsiadłam do samochodu. Odpaliłam silnik i ruszyłam do Domu Nocy.
*Dax*
Wybrałam się w drogę powrotną do domu. Minęłam już park i weszłam w stary las. Od lat nikt tam nie mieszkał, nie zaglądał ni tam tędy nie przejeżdżał. Szłam sobie chodnikiem, z którego wyrastały kępki trawy, kiedy usłyszałam szelest. Obróciłam się dookoła i nic nie zauważyłam. Więc szłam dalej. Po chwili szelest się powtórzył. Przeraziłam się, ale nie zwracałam na to uwagi. Po trzecim razie, ktoś głośno zawołał.
- Pomocy !
- Co...co jest ? - zaczęłam drżeć. Moja kopia, z wykształconymi mięśniami i siłą, weszła we mnie i wróciła mi siła. Miła kopia mnie ubrana w sukieneczkę z dzieciństwa i w kucykach wchłonęła się we mnie i wrócił mi humor.
- Sławek, co się dzieje ? - zapytałam go kiedy zauważyłam moją ostatnią podobiznę. Dziewczyna była ubrana jak ja, miała jednak moje znaki od Nyks i moje dary, które owijały jej ciało.
- Wracasz do domu. - powiedział
- Chciałam zostać z tobą. - powiedziałam i wstałam spod drzewa, lekceważąc moją kopię.
- Nie możesz. - powiedział - Musisz żyć.
- Sławek. - powiedziałam zła
- Nie ! - wrzasnął - Wracasz do żywych Sara ! Nie chcę cię tu ! - krzyknął głośniej
W moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie chcesz mnie, dobrze. - powiedziałam i odwróciłam się do mojej kopi, która uśmiechnęła się szeroko - Wracamy.
- Sara przepraszam. - powiedział Sławek i odszedł. Moja kopia wchłonęła się we mnie bez trudu, a ja zemdlałam.
*Gabriel*
- To na pewno pomoże ? - zapytałem dla pewności
- To zależy od niej. - powiedziała Sylvia
- Musi wrócić. - powiedziałem cicho i pogłaskałem Sarę po policzku. Była tak słaba, tak bezbronna, była...martwa. W pokoju zaczęło robić się coraz cieplej i cieplej.
- Nina, możesz przestać podkręcać tu temperaturę ? - zapytałem
- Tylko, że ja nic nie robię. - powiedziała Nina
Spojrzałem na Sarę. Jej ciało "promieniowało" ciepłą falą, która wnikała w innych i rozgrzewała pokój. Coś zaczęło się dziać. Sara przybrała rumiany kolor, a jej znaki zaczęły wracać. Ucieszyłem się jak dziecko, ale byłem też przerażony. W pokoju robiło się coraz goręcej. W końcu powietrze przeciął długi i głośny wdech, a pokój rozjaśniał. Zamknąłem oczy. Trwało to może kilka sekund. Kiedy wszystko zniknęło spojrzałem na Sarę, która siedziała już i wpatrywała się nieprzytomnie w pokój.
*Sara*
Otrzeźwiłam się i popatrzyłam na moich znajomych. Do mojej głowy dobiegł czyjś głos.
- Sara przepraszam....
Rozpłakałam się na te słowa.
- Boże, kochanie, ty żyjesz. - powiedział Gabriel i mocno mnie przytulił - Nie płacz już.
- Gabriel. - powiedziałam, ale Gabriel nie zareagował
- Ty żyjesz... - powtarzał
- Gabriel do cholery ! - krzyknęłam - Zostaw mnie ! Nie chcę już tobą być ! - wrzasnęłam głośno. Echo mojego głosu rozbrzmiało po pokoju.
- Sara, co ty bredzisz ? - zapytał Gabriel
- Zostawcie mnie w spokoju, nie chcę nikogo widzieć ! - krzyknęłam i wstałam z łóżka - A zwłaszcza ciebie Gabriel ! - wrzasnęłam przez łzy i wybiegłam z pokoju. Wsiadłam w samochód mojej babci, który stał na parkingu i ruszyłam ze szkoły. Jechałam przed siebie myśląc....o niczym nie myśląc. Chciałam wrócić do normalnego życia. Chciałam być człowiekiem, zmagać się z trudami własnego życia, mieć normalnego chłopaka, mieć przyjaciół i po prostu żyć. Moja głowa pękała od wrażeń. Miałam dość życia w tym świecie. Bez Sławka nie było sensu...Skręciłam w uliczkę i zamknęłam samochód. Założyłam kaptur czarnej bluzy na głowę i poszłam w stronę parku. Usiadłam na ławeczce i zaczęłam płakać. Płakałam przez dobre 30 minut, kiedy ktoś poklepał mnie po plecach. Podniosłam wzrok. Przede mną stała Dax.
- Cześć. - powiedziała z uśmiechem. Rzuciłam się jej na szyję z wielkim płaczem. - Już, csiiii, nie płacz.
- Sławek. - powiedziałam
- Co ze Sławkiem ? - zapytała Dax i usiadłyśmy na ławkę
- On...on nie żyje. - wydukałam
- O matko. - powiedziała Dax - A co z innymi ?
- Wszyscy okej. - powiedziałam ze łzami.
- Co z czerwonymi ? - zapytała Dax
- Skąd o nich wiesz ? - zapytałam
- Daniel mnie odwiedził. - powiedziała - Co z nimi ?
- Złych czerwonych nie ma od dawna, po prostu zniknęli, a dobrzy czerwoni są z.... - zacięłam się - chyba z Gabrielem.
- Dobra. - powiedziała Dax - Zrobiłaś coś czego teraz żałujesz ?
- Skąd wiesz ? - zapytałam
- Jestem twoją siostrą, ja wiem wszystko. - powiedziała Dax - To coś z Gabem, prawda ?
- Tak. - powiedziałam - Zerwałam z nim.
- Coś ty zrobiła. - powiedziała Dax
- Jestem totalną idiotką. - powiedziałam i otarłam łzy
- Jesteś. - powiedziała Dax i zachichotała
- Ale mi pocieszenie. - powiedziałam, ale po chwili zaczęłam cicho chichotać - Musze go przeprosić.
- Ja ci radzę zrobić coś extra dla niego. - powiedziała Dax
- Masz rację. - powiedziałam - Muszę się zbierać i jak najszybciej to zrobić.
- Tak. - powiedziała Dax - Cycki do przodu i jedziesz siostro.
- Jo. - powiedziałam z uśmiechem i wstałam z ławki. Dax odprowadziła mnie pod samochód.
- Skąd ty w ogóle wiedziałaś, że tu jestem ? - zapytałam
- Mam swoje źródła. - powiedziała Dax z uśmiechem i pocałowała mnie w czoło - Pa krejzolu.
- Pa. - odpowiedziałam i wsiadłam do samochodu. Odpaliłam silnik i ruszyłam do Domu Nocy.
*Dax*
Wybrałam się w drogę powrotną do domu. Minęłam już park i weszłam w stary las. Od lat nikt tam nie mieszkał, nie zaglądał ni tam tędy nie przejeżdżał. Szłam sobie chodnikiem, z którego wyrastały kępki trawy, kiedy usłyszałam szelest. Obróciłam się dookoła i nic nie zauważyłam. Więc szłam dalej. Po chwili szelest się powtórzył. Przeraziłam się, ale nie zwracałam na to uwagi. Po trzecim razie, ktoś głośno zawołał.
- Pomocy !
wtorek, 2 kwietnia 2013
Rozdział 76.
*Gabriel*
Kalona zniknął, a Dean odleciał. Sara leżała na ziemi. Podbiegłem do niej i wziąłem ją pod plecy i zacząłem do niej mówić:
- Sara, skarbie.
Sara milczała, a jej oczy były zamknięte. Jej skóra na policzkach była rumiana, ale jej ciało było zimne. Jej klatka piersiowa wcale się nie ruszała. Przyłożyłem ucho do piersi Sary. W moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie, Sara, nie rób mi tego ! - krzyknąłem i zacząłem nią potrząsać. Sara nie żyła i to był koniec.
*Sara*
Wylądowałam w Otherworldzie. Weszłam zza bramę i spotkałam moją boginię, która szła do swojego zamku. Niestety Nyks nie zwróciła na mnie uwagi i weszła do zamku. Podążyłam więc w stronę lasku przede mną. Szłam przez lasek, który w głąb był coraz tajemniczy i bardziej zazieleniony.
Ale im dalej szłam, drzewa znikały, a las zmieniał się w polanę. W końcu usłyszałam świst w powietrzu i spojrzałam na prawo. Na pomoście siedział jakiś chłopak i zamachnął wędką na powietrzu. Żyłka wpadła do wody, a chłopak zaczął gwizdać. Z kieszeni wypadły mu chusteczki. Chłopak schylił się i powoli spojrzał na mnie. W moich oczach pojawiły się łzy. Zaczęłam biec w stronę chłopaka, który schował wędkę i stał na pomoście.
- Sławek ! - krzyknęłam. Chłopak odwrócił się do mnie i zrobił wielkie oczy.
- Co ty tu robisz ? - zapytał kiedy rzuciłam mu się na szyję
- Sama nie wiem. - powiedziałam
- Co się stało Sara, powiedz. - powiedział Sławek i spojrzał mi w oczy.
- Kalona cię zabiła, a ja....ja wtedy rzuciłam w niego moją duszą. - wydukałam
- Coś ty zrobiła ! - krzyknął Sławek - Nie powinno cię tu być.
- Nie mogłam pozwolić, żeby.....
- Musimy cię stąd wydostać. - przerwał mi Sławek
- Nie. - powiedziałam
- A Gabriel ? - zapytał
- Gabriel ? - zdziwiłam się
- Przecież ty go kochasz. - powiedział Sławek
- Tak, kocham go, ale ciebie też kocham Sławek. - wyznałam
- Ja ciebie tez kocham, ale nie możesz tu zostać, ze mną. - powiedział Sławek - Z każdą minutą będziesz robić się słabsza, aż znikniesz na zawsze.
Te słowa mną wstrząsnęły.
- Jak to, zniknę na zawsze ? - zapytałam
- Twoja dusza została podzielona, więc ciało jest bezużyteczne. - powiedział Sławek
- Chcę tu zostać. - powiedziałam - Z tobą.
- Nie. - powiedział stanowczo Sławek
- Ale....
- Bez żadnego ale. - powiedział Sławek - Musisz stąd zniknąć.
- Sławek ! - wrzasnęłam ze łzami
- Sara, ja wiem, że mnie kochasz, ale Gabriel też cię kocha, a ty musisz żyć. - powiedział Sławek i mocno mnie przytulił po czym pocałował. Sławek wziął mnie za rękę i poszliśmy na tą polanę, na którą trafiłam wcześniej. Moje nogi nie nadążały za Sławkiem. Zatrzymałam się na chwilkę.
- Co jest ? - zapytał Sławek
- Nie mam już siły. - powiedziałam - Usiądę sobie.
Usiadłam pod drzewem i wzięłam głęboki oddech.
- Zaczęło się. - powiedział Sławek. A w około nas zaczęły rozbrzmiewać głosy...damskie głosy.
-------------------------------------
Dziś krótko, bo jutro szkoła. Nadrobię w sobotę i niedzielę jeżeli net pozwoli, bo wyjazd się szykuje.
Pozdrawiam :*.
Kalona zniknął, a Dean odleciał. Sara leżała na ziemi. Podbiegłem do niej i wziąłem ją pod plecy i zacząłem do niej mówić:
- Sara, skarbie.
Sara milczała, a jej oczy były zamknięte. Jej skóra na policzkach była rumiana, ale jej ciało było zimne. Jej klatka piersiowa wcale się nie ruszała. Przyłożyłem ucho do piersi Sary. W moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie, Sara, nie rób mi tego ! - krzyknąłem i zacząłem nią potrząsać. Sara nie żyła i to był koniec.
*Sara*
Wylądowałam w Otherworldzie. Weszłam zza bramę i spotkałam moją boginię, która szła do swojego zamku. Niestety Nyks nie zwróciła na mnie uwagi i weszła do zamku. Podążyłam więc w stronę lasku przede mną. Szłam przez lasek, który w głąb był coraz tajemniczy i bardziej zazieleniony.
Ale im dalej szłam, drzewa znikały, a las zmieniał się w polanę. W końcu usłyszałam świst w powietrzu i spojrzałam na prawo. Na pomoście siedział jakiś chłopak i zamachnął wędką na powietrzu. Żyłka wpadła do wody, a chłopak zaczął gwizdać. Z kieszeni wypadły mu chusteczki. Chłopak schylił się i powoli spojrzał na mnie. W moich oczach pojawiły się łzy. Zaczęłam biec w stronę chłopaka, który schował wędkę i stał na pomoście.
- Sławek ! - krzyknęłam. Chłopak odwrócił się do mnie i zrobił wielkie oczy.
- Co ty tu robisz ? - zapytał kiedy rzuciłam mu się na szyję
- Sama nie wiem. - powiedziałam
- Co się stało Sara, powiedz. - powiedział Sławek i spojrzał mi w oczy.
- Kalona cię zabiła, a ja....ja wtedy rzuciłam w niego moją duszą. - wydukałam
- Coś ty zrobiła ! - krzyknął Sławek - Nie powinno cię tu być.
- Nie mogłam pozwolić, żeby.....
- Musimy cię stąd wydostać. - przerwał mi Sławek
- Nie. - powiedziałam
- A Gabriel ? - zapytał
- Gabriel ? - zdziwiłam się
- Przecież ty go kochasz. - powiedział Sławek
- Tak, kocham go, ale ciebie też kocham Sławek. - wyznałam
- Ja ciebie tez kocham, ale nie możesz tu zostać, ze mną. - powiedział Sławek - Z każdą minutą będziesz robić się słabsza, aż znikniesz na zawsze.
Te słowa mną wstrząsnęły.
- Jak to, zniknę na zawsze ? - zapytałam
- Twoja dusza została podzielona, więc ciało jest bezużyteczne. - powiedział Sławek
- Chcę tu zostać. - powiedziałam - Z tobą.
- Nie. - powiedział stanowczo Sławek
- Ale....
- Bez żadnego ale. - powiedział Sławek - Musisz stąd zniknąć.
- Sławek ! - wrzasnęłam ze łzami
- Sara, ja wiem, że mnie kochasz, ale Gabriel też cię kocha, a ty musisz żyć. - powiedział Sławek i mocno mnie przytulił po czym pocałował. Sławek wziął mnie za rękę i poszliśmy na tą polanę, na którą trafiłam wcześniej. Moje nogi nie nadążały za Sławkiem. Zatrzymałam się na chwilkę.
- Co jest ? - zapytał Sławek
- Nie mam już siły. - powiedziałam - Usiądę sobie.
Usiadłam pod drzewem i wzięłam głęboki oddech.
- Zaczęło się. - powiedział Sławek. A w około nas zaczęły rozbrzmiewać głosy...damskie głosy.
-------------------------------------
Dziś krótko, bo jutro szkoła. Nadrobię w sobotę i niedzielę jeżeli net pozwoli, bo wyjazd się szykuje.
Pozdrawiam :*.
Subskrybuj:
Posty (Atom)