poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział 95.

Obudziłam się w ramionach Crisa. Było...tak cudownie. Jego ramiona doskonale oplatały moje kształty, a jego ciało przywierało do mojego tak mocno i zachłannie, jakby żadne z nas nie chciało się ze sobą rozstać. Leciutko rozsunęłam ręce Crisa.
- Sara, gdzie idziesz ? - zapytał cichy i zachrypnięty głos
- Muszę do łazienki. - powiedziałam. Cris rozluźnił ramiona, a ja swobodnie wyślizgnęłam sie z łóżka i pognałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i wróciłam do pokoju. Cris leżał nadal na łóżku, jego ręka zwisała z łóżka, a druga była otwarta, jakby "nakazywała" mi wracać do niego. Zawinęłam włosy w ręcznik i podeszłam do szafy. Odwróciłam się. Cris stał przede mną i wpatrywał się we mnie.
- Cris, coś nie tak ? - zapytałam
- Bardzo mi cię brakowało skarbie. - powiedział i przytulił mnie, po czym namiętnie pocałował.
- Wiesz Cris, bardzo cię kocham. - powiedziałam
- Wiem. - powiedział i oparł swoje czoło o moje - Wiem o tym kochanie. - wyszeptał, a jego ciepły oddech na mojej skórze wywołał ciarki.
- Spóźnimy się do szkoły. - powiedziałam cicho
- I co z tego ? - zapytał zły.
- Jest koniec roku, w piątek jest bal, przecież wiesz, że trzeba jakoś nadrobić. - powiedziałam
- No tak. - przytaknął Cris - Kocham cię. - cmoknął mnie w usta i wyszedł z pokoju. Ubrałam się i zeszłam na dół.

*Karol*
Obudziłem się zalany potem. Mój trzeźwy umysł mówił, że coś się szykowało i na pewno nie miało być to coś dobrego. Nie wiedziałem tylko co. Spojrzałem na zegarek, który wybił właśnie 6:34. Położyłem się z powrotem do łóżka i zasnąłem. W razie potrzeby mój żywioł czekał w pogotowiu.

*Sara*
Przyjechaliśmy do szkoły. Wysiadłam z auta i poszłam za zajęcia z biologi. Usiadłam w ławce sama. Po chwili do klasy wszedł spóźniony Stefan.
- Przepraszam za spóźnienie. - powiedział zdyszany i usiadł do mnie. Pani Farquel nic nie powiedziała i kontynowała lekcje.
- Gdzieś ty był ? - zapytałam szeptem
- Spóźniłem się na autobus. - wyszeptał Stefan - A ty czym przyjechałaś ? - zdziwił się
- Yyyyyy... - zamyśliłam się "Myśl Sara, myśl !" ponagliłam się - przyszłam na piechotę. "Głupia wymówka" skarciłam się.
- Aha. - odpowiedział obojętnie Stefan i zaczął bazgrać notatkę w zeszycie. Po skończonej lekcji, stałam z nim na korytarzu i gadaliśmy, kiedy podszedł do mnie Cris i mocno przytulił. Stefan zmierzył mnie wzrokiem, kiedy Cris mnie obejmował. Odsunęłam się momentalnie od Crisa. Napotkałam się z pytającym wzrokiem.
Zaczęłam od nich odchodzić, byłam coraz dalej i dalej. Wyszłam po za mur szkoły i skierowałam się na piękną polanę za nią. Nagle stanęłam i poczułam oddech na karku.
- Możesz mi powiedzieć dlaczego mnie odepchnęłaś ? - zapytał Cris. Odwóciłam się do niego i spojrzałam mu w oczy.
- Nie możesz odstawiać mi takich szopek w szkole. - powiedziałam - Stefan już ma podejrzenia.
- Podejrzenia ? - zapytał podniesionym głosem Cris - Wstydzisz się mnie ? Twoja reputacja ucierpi na tym, że się ze mną spotykasz ?
- Nie do cholery, nie ! - powiedziałam wkurzona - Nie rozumiesz, że wszyscy myślą, że cię nie znam. Do tego byłeś adeptem i cię zabili. Teraz będę mówić wszystkim "Sławek wrócił do życia i jest teraz Crisem, jesteśmy tacy szczęśliwi ?!" Zdurniałeś ? - wydarłam się na niego.
- Przecież dobrze się znamy, Sara, kurde. - powiedział zły - Po prostu jestem dla ciebie nie tym samym "Sławkiem" co teraz ! Gabriel nadal jest lepszy ! Nic się nie zmieniłaś, jesteś tą samą Sarą, którą byłaś wcześniej !- wydarł się na mnie.
- Dość ! - wydarłam się jak furiatka - TATO ! - wydarłam się w niebo głosy. Nic się nie stało. Kalona nie zlądował z nieba. Nie zabrał mnie. - Tato, zabierz mnie stąd ! - krzyknęłam jeszcze raz w niebo. Usłyszałam szum skrzydeł i powiew z tyłu głowy. Odwróciłam się i spostrzegłam Kalone. Tak samo wyglądający. Bez koszuli i butów, z czarnymi włosami poplątanymi od wiatru i wielkimi, czarnymi skrzydłami.
- Córeczko. - powiedział z uśmiechem
- Cześć tato. - powiedziałam i od razu poprawił mi się humor
- Ten potwór jest twoim ojcem ? - usłyszałam głos Crisa. Odwróciłam się do niego z wrogością.
- Tak Sławek on jest moim ojcem i teraz z nim idę ! - wrzasnęłam
- Sławek ? - zdziwił się Kalona
- Tak ptakoludzie wróciłem jako człowiek. - powiedział ze zniesmaczeniem Cris
- Stęskniłam się tato. - powiedziałam i podbiegłam do niego, żeby się przytulić. Kalona obiął mnie rękami i miło się uśmiechnął.
- Miło córeczko, że się stęskniłaś za tatą. - powiedział - Ja też tęskniłem i nie mogłem się doczekać kiedy cię zobaczę. Ale gdzie są twoje znaki ? Gdzie twoja część wampira ? - zapytał
- Opowiem ci. - powiedziałam smutna
- Będzie dobrze. - odpowiedział Kalona
- Lecimy ? - zapytałam - Mam dość tego ludzkiego życia. - spojrzałam na Crisa. Cris stał jak słup soli. Zamrugał nie przytomnie kilka razy, odwrócił się i odszedł. Po prostu odszedł. Kalona wziął mnie na ręce i poszybował do góry. Kolejny raz czułam się jak ptak. Wiatr muskał mi włosy i skórę, ciepło przyprawiało o dreszcze, miły zapach skoszonych traw szybował z wiatrem, a wszystko było takie świeże. Kalona wiedział, że sprawia mi to przyjemność. Jednak moja radość nie trwała zbyt długo. Przez moje myśli przeszły mi moje dary, które straciłam. Posmutniałam w jednej chwili, tracą radość życia. Pamiętam, że na początku chciałam wrócić do mojego wcześniejszego życia z każdym dniem, ale potem zżyłam się z moimi darami, a teraz znowu byłam bez nich. Sama jak palec.
- Nie martw się córeczko. - powiedział Kalona. Nie zdążyłam odpowiedzieć, a już stałam na ziemi, która wibrowała pod nogami. Weszliśmy razem do wielkiego domu Kalony. Od razu skierowałam się do wielkiego salonu i usiadłam na kanapie. Kalona usiadł na przeciwko mnie.
- Opowiedz jak to się stało, że nie masz opatrzności Nyks. - powiedział Kalona
- Byłam u Dagmary, ona jest człowiekiem i traktuję ją jak siostrę. Nie ważne, że byłam wampirem, musiałam ją odwiedzać. Więc pojechałam do niej z Gabrielem, Kentai i Collem. Co się okazało, ona była z tym całym Deanem.
- Deanem, jak to ? - zapytał Kalona - On ze śmiertelniczką ?
- Tak tato. - odpowiedziałam - On ją na prawdę kocha. Chciałam go zabić, żeby nie zbliżał się do mojej siostry. Rzuciłam w niego kulą ognia, ale napatoczyła się Dagmara. Zaczęła... - w gardle stanęła mi wielka klucha, której nie mogłam przełknąć, nie mogłam wydusić słowa - paliła się. Rozumiesz ? Paliła. Kula nie trafiła w tego palanta, tylko w nią. - wydukałam - Dean chciał się zemścić i mocno oberwałam. Leżałam na podłodze, kiedy Gabriel borykał się z Deanem.  Wysłałam wszystkie żywioły do Dagmary, żeby ugasić ten cholerny ogień. - mówiłam coraz szybciej - Ten cholernie gorący ogień. Wszystko potoczyło się szybko. W okół Dagmary była taka cudowna poświata, nie było jej w ogóle widać. Gabriel zszedł na dół. Zostałam z Deanem. Potem wyszłam i odjechaliśmy. Byliśmy już w połowie drogi, kiedy....chyba zemdlałam. - zwolniłam tępo gadania i uspokoiłam się - Obudziłam się następnego dnia. Już bez znaków, bez darów...jako człowiek - zakończyłam i popłakałam się. Kalona usiadł obok mnie i mocno mnie przytulił.
- Kochanie, prawdopodobnie nie straciłaś swoich darów. - powiedział Kalona
- Straciłam. - powtórzyłam - Jestem człowiekiem. - powiedziałam ze łzami
- Tymczasowo przekazałaś swoją moc regeneracyjną dla innego ciała, a że straciłaś znaki, to już sprawa Nyks. - powiedział Kalona
- To nie możliwe. - powiedziałam - Przecież...
- Kochanie, chcesz być upadłym ? - zapytał mnie Kalona
- Ja wiem, że mam pół duszy upadłego i pół wampira, ale ja nie mogę stać się zła, rozumiesz ? - zapytałam
- Nie chodzi o to. - powiedział Kalona - Mógłbym, uczynić z ciebie upadłą, nie ruszając twojej dobroci, charakteru i duszy wampira.
- Jak to możliwe ? - zapytałam
- Musisz wypić moją krew. - powiedział Kalona, w wtedy twoja dusza upadłej wypełni się energią.
- A co ze skrzydłami ? - zapytałam - Będę miała skrzydła ?
- Tak. - odpowiedział Kalona - Nie będą, tak jak moje cały czas "widoczne" będziesz miała nad nimi kontrolę.
- Czy tylko muszę wypić twoją krew.....chwila całą krew ? - zapytałam z przerażeniem
- Oczywiście, że nie. - powiedział Kalona - Wystarczą 3 łyki.
- Łyki ? - zapytałam - Obrzydliwe. Dobrze, ale jeżeli ma mi to pomóc w jakiś sposób i wypełnić drugą część duszy, to zgadzam się.
- Dobrze. - odpowiedział Kalona. Przyniósł wielki nóż z kuchni i usiadł przede mną. Przyłożył metal do skóry na nadgarstku i delikatnie przejechał wzdłuż. Z nadgarstka momentalnie zaczęła ściekać stróżka krwi. Przytknęłam usta do rany i napełniłam usta pierwszym łykiem metaliczno-słodkiej substancji. Dokładnie wypiłam 3 łyki jak kazał mi Kalona i odsunęłam usta od jego nadgarstka. Nic nie czułam, żadnej zmiany.
- Dlaczego nic się nie dzieje ? - zapytałam
- Chwileczkę musisz poczekać. - odpowiedział Kalona, kiedy zawijał nadgarstek.
Czekałam, aż w końcu w moją głowę uderzył tak mocny ból, że spadłam z kanapy. Różne dźwięki zaczeły rozdzierać moją głowę.
- AAAAAAAAA...! Kalona, ratuj ! - krzyczałam bardzo głośno. Kalona jednak przyglądał mi się bardzo uważnie. Teraz zaczęły piec mnie oczy. Miałam ochotę wydrapać je paznokciami i przerwać ten ból. Moje mięśnie były bardzo spięte. Kiedy głowa momentalnie przestała mnie boleć, a oczy piec, wszystkie głosy zniknęły, a ja padłam na zimną podłogę.

1 komentarz:

  1. Świetnieeeeee.xDxD Czekam na kolejnyyy... Wiesz co byś mogła zrobić ? Skomentować u mnie chociaż 1 post, było by miło... Zapraszam:
    bitter-mystery.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz :*.
/Ness